środa, 24 sierpnia 2011

Miłosz w mowie, w piśmie i w tramwaju

Nadszedł czas powakacyjnego researchu Roku Miłosza. Zaczęło się świetnie. Okazuje się, że Czesław Miłosz jest jednym z głównych bohaterów programu kulturalnego polskiej prezydencji 2011. W ramach tego projektu powstają nagrania wyborów wierszy Miłosza w różnych językach i w wykonaniu artystów właściwego języka. Na stronie culture.pl są już dostępne nagrania angielskie i niderlandzkie. Wersję niderlandzką zostawiłam na boku, niewiele niestety bym zrozumiała, ale interpretacją Stephena Fry'a się zachwyciłam. Zasługa w tym zresztą nie tylko aktora-lektora. Podeszłam do sprawy profesjonalnie: otworzyłam "Wiersze wszystkie" i przewracałam kartki szukając kolejnych recytowanych wierszy. Technikę bardzo polecam, głos Fry'a nie pozwalał mi zbyt szybko przeskakiwać wersy. Niezwykle odświeżające jest słuchanie znanych wierszy w obcym języku - na nowo się otwierają, znowu trzeba skoncentrować się na słowie. Ale jeszcze ciekawsze, że w wyborze (Adama Zagajewskiego) znalazło się wiele utworów, których nie znałam albo znałam bardzo słabo - dobrze być prowadzonym wprawną ręką po tysiącach stron Miłoszowej poezji. Przyjemność odbioru zapewniają rozsądne wprowadzenia do poszczególnych części nagrania. Wiersze ułożone są w kolejności powstawania/wydawania, co pozwala odbyć jeszcze jedną podróż po biografii Miłosza.

A propo biografii: doczytałam. Skrupulatnie. I zrecenzowałam: http://www.papierowemysli.pl/recenzje/recReadFull/705. Pisząc zaś notkę biograficzną o autorze, Andrzeju Franaszku (któremu w trakcie lektury zdążyłam już pozazdrościć zajmowania się Miłoszem przez te wszystkie lata, na szczęście zdążyłam też poczuć grozę tej sytuacji...) uświadomiłam sobie, jak niewiele informacji o nim znajduje się w powszechnym obiegu, czyli w internecie. Ciekawe, czy to tak skuteczna ochrona prywatności (o której jednak co nieco wspominał podczas różnych spotkań), czy też prosty mechanizm naszych mediów, którym na dzień dzisiejszy wystarcza łatka "biograf Miłosza".

Na sierpień przypada rocznica śmierci Miłosza (14.08) - siódma w tym roku. Aleksander Fiut, kolejny człowiek, który poświęcił Miłoszowi lata swojego życia i też był z nim do końca, udzielił wywiadu "Gazecie Wyborczej": Miłosz większy niż Mickiewicz, w którym pada tytułowe zdanie. I bardzo słusznie. Profesor opowiada o swojej drodze z Miłoszem, dodaje kolejne anegdoty, które (o dziwo!) nie znalazły się w biografii Franaszka, a których więcej pewnie można znaleźć w książkach, które rocznicowo udało się współautorowi przekornego autoportretu Miłosza i jego monografiście wydać ("Z Miłoszem" - forma bardziej pojemna, obejmująca rozmowy z przyjaciółmi Miłosza, eseje, artykuły, wywiad... oraz "Tak zwane widoki ziemi" z ilustracjami miejsc, o których pisze Miłosz w wierszach. Przyznam, że nieco wzdrygam się czasem, gdy myślę o tych wszystkich okolicznościowych książkach, które wyzyskują każdą część życia i twórczości: geografię, kulinaria, życie seksualne i ulubiony sposób przekopywania grządek, ale może?...). To nieco prestiżowe lubić te same wiersze, co miłoszolog: "Wyznanie" z dżemem truskawkowym i ciemną słodyczą kobiecego ciała, "Annalena" i delta jej nóg, "Jasności promieniste", które już jakiś czas temu, a było to jeszcze przed Rokiem Miłosza dostałam przepisane w "zeszycie na podróż".

Poza tym: Miłosz w filmie (a konkretniej w serii filmów krótkometrażowych, ilustracji do jego poezji, w wykonaniu szwedzkiej grupy), na plakacie (konkurs), na fotografii (wystawa Prażmowskiego w Muzeum Etnograficznym w Warszawie), na rocznicę zamachu na WTC ("Piosenka o końcu świata"), dla kobiet - w "Zwierciadle" (wywiad z Agą Zaryan, która nagrała już płytę do poezji Miłosza i "jego poetek" po angielski, niebawem ukaże się wersja polska) i w muzyce - na Festiwalu Sacrum Profanum (Made in Poland - Miłosz Sounds). I że chyba nie będę na tym festiwalu, żałuję. Pozostaje Dwójka, gdzie, jak wyczytałam, będą transmisje.

Miejsce dla czytelnika:
Lubię to!

poniedziałek, 25 lipca 2011

przechowywanie i przetwarzanie

Czyli przeglądanie dokumentacji ostatniego miesiąca obchodów Roku Miłosza, co nie brzmi zbyt poważnie. Może lepiej: spokojne i zdystansowane spojrzenie na wydarzenia ostatniego miesiąca, którego najważniejszym punktem był oczywiście 30. czerwca.

Na początek jeszcze rzecz starsza, mój własny komentarz, konsekwencja Festiwalu Miłosza w Krakowie: "Przemijanie? Jestem przeciw..."

Pojawiają się kolejne płyty z aranżacjami wierszy Miłosza. O siostrach Wrońskich i Adze Zaryan słychać było już w maju, ale ostatnio pojawiła się płyta syna Miłosza, Anthony'ego - choć "pojawiła" to chyba niewłaściwe słowo, zasadniczo objawiła się kilku wybranym, bo ukazała się w nakładzie raptem 1000 egzemplarzy. Tym razem jestem więc naprawdę wdzięczna wrzucie i temu, kto wrzucił "Tak mało". A swoją drogą wywiad z Anthonym Miłoszem daje trochę do myślenia: "Anthony Miłosz jest lingwistą, tłumaczem, antropologiem, chemikiem, neurofizjologiem, neurofarmakologiem, programistą komputerowym i muzykiem (członkiem Polskiego Stowarzyszenia Muzyki Elektroakustycznej)" (więcej: http://wyborcza.pl/1,75475,9892289,Milosz_na_Liscie_Przebojow_Trojki.html#ixzz1T981AUxM). 

W "Tygodniku Powszechnym" Andrzej Franaszek redaguje, pisze i czuwa nad kolejnymi częściami cyklu "Miłosz jak świat". Będą 3 części - pierwsza, wokół Polski i Litwy już się ukazała, a wspaniały Tygodnik na szczęście ułatwia dostęp do artykułów (http://tygodnik.onet.pl/15,673,temat.html). Zagajewski, dyskusja o relacjach polsko-litewskich i w ogóle nacjonalizmach w Europie w przededniu objęcia przez Polskę unijnej prezydencji, naprawdę ciekawy tekst Czyżewskiego dokumentujący kontakty Miłosza z Fundacją Pogranicze, do której należy dwór w Kransogrudzie, gdzie 30.06 otwarto Międzynarodowe Centrum Dialogu (jednak żałuję, że mnie tam nie było), Mencwel i Zaleski w dyskusji o niechęci Miłosza do lechickości i Polaka-katolika (ciekawy przypis do festiwalowych debat o stosunku Miłosza do poetów pokolenia Baczyńskiego, zdrowe osadzenie cudownej wielokulturowości Kresów w realiach historycznych; a dla mnie także: dawka "przekonań wspólnych" Instytutu Kultury Polskiej, w którym Profesor Mencwel pracuje, ciekawa w zestawieniu z głosem bardziej sceptycznym wobec nowej lewicy) oraz recenzja Czaplińskiego (o "Rodzinnej Europie. Pięć minut później") - krytyczna, a jednak zachęciła. Zachęciła właśnie dlatego, że jest (jak wynika z recenzji) klęską: przede wszystkim klęską tezy, że Miłosz jest nam tak bardzo potrzebny: "Jeśli wpływ Miłosza na poezję i myślenie polskie był hipotezą, to szkice odpowiedziały na to antytezą. Rozproszoną, ale zarazem dotkliwą – bo przekonującą, że myśl Miłosza ani nie jest wystarczająco silna, by wywoływać intelektualny opór, ani wystarczająco rozległa, by owocować odległymi inspiracjami. „Rodzinna Europa” jako opowieść o kształtowaniu się osobowości nie okazała się również propozycją nośnego wzorca narracyjnego, bo sama odwoływała się do matrycy już anachronicznej" (Czapliński, Pięć minut po). Upada zatem rocznicowe padanie na kolana, wychwalanie zasług, całowanie stóp - bo Miłosz nie nadaje się do wykorzystania, jest za mało wyrazisty, zbyt niuansowy, jakoś trudny, bo z Miłoszem po prostu nie wiadomo, co zrobić. Nie może być obowiązkowy, nie może na serio pozować do przestróg. I bardzo dobrze.
Dzieje się to, co stać się musiało: nie mogę już słuchać laurek, choćby w słusznej sprawie, dobrej wierze, choćby diagnozy były prawdziwe i choćby w ten sposób Jerzy Buzek celebrował 100 rocznicę urodzin Noblisty... (Dzieła Miłosza są ostrzeżeniem dla dyktatorów) Jest za to coś pociągającego, ważnego i właśnie niepatetycznego w "pytaniach roboczych" debaty "Kultury Liberalnej" (Miłosz vs. Kisiel. Polskość do remontu). Uczestnikami byli Andrzej Mencwel (znowu), Beata Stasińska, Marek Cichocki, Piotr Kieżuń i Jarosław Kuisz, temat: Kisiel vs. Miłosz, pytania: "czy zmagania z polskością należy prowadzić na tym poziomie, co Kisielewski, doraźnie krytykując najbardziej absurdalne, codzienne fragmenty rzeczywistości, czy też wchodzić na poziom Miłosza i rozważając na przykład możliwości uniwersalizacji polskiej kultury? Na jakiej podstawie dokonywać tego wyboru – który wydaje mi się do dziś aktualny – i jaką cenę się za to płaci? To może być cena ambicji, ale może być również cena całego życia. Mam wrażenie, że Kisielewski na kilka lat przed śmiercią czuł się niespełniony. Co trudno mieści w głowie, podobnie zresztą było Giedroyciem. Nagle z tej trójki Miłosz wydaje się najbardziej pogodzony ze swoim życiorysem. Czy to oznacza, że wybrał najlepiej?". Te pytania o sens zaangażowania, młodzieńczego - należy chyba dodać, mimo że niektórym zostaje na całe życie. Poruszają pytania, bo sama debata nie przyniosła szczególnych odkryć, szczególnie, że rozmówcy wydają się być jednak zażenowani zestawieniem bohaterów różnych kategorii.

O Międzynarodowym Centrum Dialogu wiele na stronie Pogranicza, jest także film, w Wyborczej "Kransogruda znów żyje". Orkiestry Klezmerskiej Teatru Sejneńskiego chętnie bym posłuchała, ale "Dolina Issy" najlepsza jest jednak na papierze... Anthony Miłosz zaś znowu mnie fascynuje: o Krasnogrudzie: "Disneyland kultury i pogranicza"...

Google Doodle Czesław Miłosz - jakoś mnie to ominęło, z tym większą ciekawością wpatrywałam się w obrazek... nieco jednak rozczarowana. Rozumiem, że to pięknie, gdy tak popularna, znana na całym świecie i wszędzie używana wyszukiwarka zauważa rocznicę tak bliską naszemu sercu, ale wątpię, czy ktokolwiek zrozumiał intencje twórców. Na szczęście gdzieniegdzie można znaleźć interpretacje (zwięzłych, chodzi w końcu o informatyczny gadżet), a przede wszystkim przyjrzeć się grafice w powiększeniu. Bo na pierwszy rzut oka tego Miłosza na Campo di Fiori wcale nie widać, a wśród szarych akcesoriów nie tak łatwo doszukać się "koszy oliwek i cytryn".

Ale dość narzekania, zostało nam jeszcze niecałe pół roku świętowania i wciąż sporo zapowiedzi - wszystko bardzo skrupulatnie odnotowuje i dokumentuje www.milosz365.pl. Warto śledzić.

środa, 11 maja 2011

Festiwal im. Czesława Miłosza - dni 2 i 2/3

Wśród papierowych myśli jest już sprawozdanie z drugiego dnia: Festiwal im. Czesława Miłosza 9-15 maja 2011, Kraków. Dzień drugi. Referat tam w miarę przedstawiony (Magdalena Renouf, Eros, Kobieta i Bóg w poezji Czesława Miłosza) przywrócił mi wiarę w całą konferencję. Jakże odświeżająco zabrzmiał seks w "komnatach" Jagiellońskiego :) Powoli jednak więzy poprawności politycznej puszczają, dzisiejszy dzień przynosi więcej polityki, ale też więcej swawolności: wileńskiego śmiechu i Miłosza w kinie.
Kraków sprzyja festiwalowi - tych parę dni zanurzenia się w Miłosza daje poczucie uczestnictwa w jego życiu, przenosi w świat dawnych przyjaciół, miejsc, kochanek. Referat za referatem, spotkanie za spotkaniem, ciągle książki w ręku, głos Miłosza z mikrofonów, jego fotografie na ekranach - przez chwilę Warszawa rok 2011 wydaje się nierealna, a przynajmniej mniej realna niż dziwna przyjaźń z Putramentem, wileńskie kina z dwudziestolecia międzywojennego.

wtorek, 10 maja 2011

Festiwal im. Czesława Miłosza - dzień pierwszy i 1/3


Pociąg TLK „Czesław Miłosz” z Bydgoszczy do Krakowa Głównego wjechał na tor 6 przy peronie 4 za późno, abym zdążyła na inaugurację 2. Festiwalu im. Czesława Miłosza, który trwa przez cały tydzień w Krakowie, ale już wczoraj udało mi się wysłuchać części referatów prezentowanych na konferencji "Miłosz i Miłosz" oraz zobaczyć filmy dokumentalne o Miłoszu. Sprawozdanie wśród papierowych myśli: Festiwal im. Czesława Miłosza 9-15 maja 2011, Kraków. Dzień pierwszy

O promocji w państwie polskim: Festiwal, jak głosi książeczka promocyjna, jest centralnym wydarzeniem Roku Miłosza. Tymczasem w Warszawie po raz pierwszy zobaczyłam plakat tydzień temu, dobrze ukryty za świeżą zielenią drzew, które zamykają całkiem rozległą łąkę dzielącą wjazd na most Grota-Roweckiego od terenów zalewowych Wisły i Elektrociepłowni Żerań. Trzeba oddać skromność naszej byłej stolicy. Wczoraj na szczęście było już lepiej: plakat wisiał na przystanku w okolicach Ronda ONZ. Dobrze, że na miejscu okazało się, że Festiwal istnieje, podobny plakat wita przy wejściu do budynków UJ, a na placu Szczepańskim stoi wielki biały namiot oznakowany zgodnie z "identyfikacją wizualną" Roku Miłosza.

sobota, 7 maja 2011

biografia Miłosza cz.3 + "recepcja"

Kolejne części biografii Miłosza czytam już równolegle do recenzji i komentarzy, których coraz więcej po "przedpremierze". Zarówno w artykule Skryty Litwin z rewolwerem ("Dzienniek. Gazeta Prawna", dodatek kulturalny), jak i w Miłosz ci nic nie wybaczy ("Rzeczpospolita" już sprzed ponad 2 tygodni; o dostęp do artykułów trzeba "się postarać") pojawia się wątek kobiet Miłosza, które mają być tematem ciekawszym "nawet od kobiet Mickiewicza".
Dużo o nich też w części trzeciej pt "Czarny Ariel" (należy dopowiedzieć: poezji społecznej; część dłuższa od poprzednich, choć obejmuje dwa razy krótszy czas - zdziwienie dla długości biografii przestaje być uzasadnione, szczególnie, że na czwartkowym spotkaniu autor i wydawca podkreślali, że tak krótka książka to tylko zasługa niestrudzonych redaktorek): Franaszek wspomina pierwsze studenckie miłości, niespełnione, gdy mowa o kobietach delikatnych, nieco posągowych i szczęśliwe, gdy Miłosz trafia na kobiety "z krwi i kości". Szczęśliwy jest wtedy nie tylko dlatego, że cielesność, seks to w tym czasie dla niego ucieczka od ciągłego zmagania się z materialnością świata (to czas, kiedy Miłosz nie potrafi jeszcze zajrzeć "pod podszewkę świata", kiedy świat pozbawiony jest metafizyki, o której Miłosz marzy, a która jest niedostępna) - w wywiadzie dla "Dużego Formatu" Franaszek przypomina fragment z tej części biografii: "Mówił, że po młodzieńczych przejściach najchętniej by się spotykał z kobietami, z którymi się rozmawia, potem przewracamy się na tapczan, spółkujemy po czym znowu rozmawiamy, jesteśmy czystymi inteligencjami" (to zresztą bliskie poczuciu grzeszności ciała wyniesionemu jeszcze z lekcji z Chomikiem).
Zatem miłość z tymi kobietami jest szczęśliwa z innego powodu - one chronią go przed własną depresyjnością: "Śpiewać i tańczyć przed obliczem Pana!/ Po prostu dlatego, ze skarga nie przyda się na nic / Jak powiada moja dzielna, niepokonana Irena", podobnie kojąco działa druga żona Carol, o której setki stron przede mną. Tymczasem Franaszek dużo miejsca poświęca Jadwidze Waszkiewiczównie, tej, od której uciekł, gdy pozostanie "groziło" małżeństwem i niechcianym dzieckiem. To jakaś zupełnie traumatyczna sytuacja dla Miłosza i pierwsze chyba tak dobitne świadectwo egoizmu poety, który walczył z nim, ale pewnie wielokrotnie był wdzięczny za tę swoją okrutną cechę.
W biografii także o tej miłości najbardziej tajemniczej i słabo udokumentowanej, czyli relacji z Iwaszkiewiczem. Właściwie to mało istotne, czy "do czegoś doszło", fakt, że Miłosz pisał do niego niezwykle: o snach erotycznych, listy, a w nich: "Myślę o Tobie i wyobrażam Ciebie na ulicy, w biurze, w domu, na ulicy, w kolejce...". Na te fragmenty autor każe czytelnikowi długo czekać, wspominając o Iwaszkiewiczu już wcześniej na tyle tajemniczo, że można zgodzić się z Illgiem, który mówił, że biografię "czyta się jak kryminał".

Część trzecia obejmuje cały okres studencki: prawo na Uniwersytecie Stefana Batorego w Wilnie (z roczną przerwą na Warszawę, w której nie zaliczył egzaminów). Jak zauważa Franaszek: prawo studiowali też Gombrowicz i Herbert - i interpretuje: artysta XX wieku musi być bardziej osadzony w rzeczywistości ludzkiej (zaś tę część książki kończy cytatem z Herberta, który mówił, że ci, którzy zostali prawnikami zrobili najgorszy użytek ze studiów prawniczych :) ). Ten imperatyw "związku z rzeczywistością", służenia ludziom poprzez pisanie był dla Miłosz bardzo ważny i do niego też w dużej mierze Franaszek sprowadza stopniowe "skręcanie w lewo" Miłosza.
Jednak zanim Miłosz stał się na chwile poetą społecznym należał do kolejnych związków studenckich (relacja Franaszka potwierdza zresztą do dziś aktualną zasadę uniwersyteckiej konieczności przynależenia do kół naukowcyh, samorządów itp.): od Akademickiego Klubu Włóczęgów Wileńskich (z wyprawami kajakowymi - i niemal mitologizowanym nagi kąpaniem się w rzece, a przede wszystkim z wariacką podróżą do Paryża, której szczęśliwy koniec, jak się okazuje, Miłosz zawdzięczał częściowo także Iwaszkiewiczowi; w tej części kolejny aktualny wątek, czyli stosunek studentów niemal sprzed wieku do tzw. Zachodu - dlaczego tak łatwo odnajduję się w zdaniach: „co czuje barbarzyńca z dalekich kresów Europy? Rygor zachodniej formy, jakieś lepsze zbudowanie, ale pozbawione wiedzy Wschodu, mimowolna pogarda dla Zachodu", „widząc całą przewagę Zachodu, zdaję sobie sprawę, że oni nie mają nic z napięcia ani szarpania się – które jest warunkiem dla wielu innych rzeczy”), przez Klub Intelektualistów, który ukształtuje Miłosza politycznie (i, jak twierdz Franaszek: raczej anarchistycznie niż komunistycznie) po Sekcję Twórczości Oryginalnej Koła Polonistów Wydziału Humanistycznego.
Potem przyszedł czas nas wspólna działalność w kolejnych edycjach "Żagarów". Przy okazji w końcu dowiedziałam się skąd "żagary", a właściwie nie dowiedziałam się, bo słowo to lituanizm o wielu możliwych tłumaczeniach: od żarzącego się patyka po wystający z brzegu konar, kawałek drewna utrudniający przepłynięcie łódką. "Żagary" miały 3 wersje: tę w "Słowie" (do współpracy zaprosił grupę Cat-Mackiewicz po tym, jak zaprezentowali się w styczniu 1931 na Środzie Literackiej), potem jako "Piony", dodatek do "Kuriera Wileńskiego", w końcu samodzielne czasopismo literackie. Powoli gasła wola współpracy, ale gasło też poczucie wspólnej sprawy i wspólnego głosu: Miłosz rezygnował z politykowania, choć, zdaje się, jeszcze nie miał świadomości największego paradoksu artysty "na lewo", o którym lata później opowiadał mu Wat: pragnienie służenia ludziom rozbija się z trzaskiem w zderzeniu z realnymi potrzebami ludzi, którym służyć się chce. Na pewno równolegle dystansował się do wzorów parnasistowskiego Iwaszkiewicza, czepiając się "linii papilarnych". We fragmencie "Most zawieszony w próżni" Franaszek analizuje pierwszą twórczość Miłosza, m.in. Poemat o czasie zastygłym po raz kolejny odsłaniając twórczość poprzez kontekst biograficzny.

czwartek, 5 maja 2011

"Mówię za długo, ale nie o sobie" - Andrzej Franaszek na spotkaniu promocyjnym biografii Miłosza

Dziś o 18.00 w Galerii Kordegarda przed Ministerstwem Kultury w Warszawie odbyło się spotkanie promocyjne biografii Miłosza. Na sali obecni byli autor, Andrzej Franaszek, wydawca Jerzy Illg ("Znak"), Adam Szostkiewicz oraz prowadząca rozmowę Justyna Sobolewska. Krzesła dostawiano, a i tak niektórzy stali pod ścianami. I jedną nie można było się oprzeć, bo wytapetowana została ostatnim bodajże wydaniem specjalnym Zeszytów Literackich pt. Historie ludzkie dotyczącym Miłosza naturalnie. Na ścianach i dużych sześcianach poustawianych na podłodze fragmenty wierszy, kalendarium życia, odpowiedź na pytanie "Dlaczego Miłosz?" i zdjęcia na dużym ekranie za białymi balonami z helem - wszystko dlatego, że w Galerii trwa wystawa poświęcona Nobliście (zresztą to właśnie tu pod koniec kwietnia minister kultury inaugurował Rok Miłosza - Miłosz w Kordegardzie).

Spotkanie otworzył wiersz Spotkanie - ten o zającu i tym, kto go wskazuje, o tym, że zająca już nie ma ani tej reki, która go wskazywała. Potem:
to, co wiemy już z wywiadu radiowego (biografia, a nie monografia; biografia a nie hagiografia),
to, czego już się dowiedziałam, czytając pierwsze części biografii (odsłanianie Miłosza tragicznego, mającego długotrwałe poczucie niespełnienia, budującego na sprzecznościach; oświetlanie twórczości; wątki dla ciekawskich pisane z odpowiednią dozą dyskrecji: rosyjska ruletka, depresyjność, namiętność życia; religijność, polityczność... - o Miłoszu było dużo, wiele z tych wątków powtarza się w także dziś opublikowanym artykule w "Dużym  Formacie": Miłosza w jazdy w dół. I w górę, tam także ulubiona metafora Andrzeja Franaszka: "Biegł zachłannie i po drodze porzucał"),
pochwały dla autora (swoją drogą szczęśliwego czytelnika nieco tajemniczych Materiałów do mojej biografii Miłosza, o które dopytywano w trakcie dyskusji): za rzetelność dziennikarską (zbieranie materiałów i konfrontowanie ich ze sobą), literacką swadę (czyta się jak kryminał), brak naukawego napuszenia, za biografię cielesnego człowieka, nie zatajanie własnych wątpliwości...
I parę inspiracji: zestawianie biografii Franaszka z Moim wiekiem (Wata, z którym wtedy rozmawiał Miłosz), spostrzeżenie, że mamy obecnie "dobrą pogodę dla biografii (cały czas w kontekście pojawiała się biografia Giedroycia Grochowskiej). Mówiono również o charakterystycznym dla Miłosza uciekaniu od czystego estetyzmu (choć o nim często marzył) i zaangażowaniu w życie polityczne - stąd: "bliżej mu do Brzozowskiego i Krytyki Politycznej niż do parnasizmu". Oraz anegdota a propo ciągłej aktywności Miłosza: podróżując pewnego razu, a był już wtedy niemłody (l. 80.), czuł na sobie niedwuznaczny wzrok nieznajomej kobiety - skomentował: "Kobiety doskonale wiedzą, kto pozostaje w grze".

wtorek, 26 kwietnia 2011

biografia Miłosza cz.2

Dokończyłam część pierwszą (biografia podzielona jest na dekady), a w niej jeszcze:
Dużo miejsca poświęconego genealogii Miłosza, zarówno od strony matki, jak i ojca - rzecz znana z wcześniejszej biografii autorstwa Andrzeja Zawady, ale tu znacznie więcej wartościowania, podkreślania, jak Miłosz traktował poszczególne osoby. W tym sensie bliżej tym fragmentom do narracji Tomasza z Doliny Issy - nie przez przypadek obszernie się ją tutaj cytuje. W świecie młodego Miłosza dominują kobiety - nie tylko dlatego, że faktycznie często to na ich barkach jest utrzymanie rodziny, ale też dlatego, ze to w nich Miłosz widzi tę lepszą stronę swojej rodziny: żywotną, pracowitą, stabilną. Z dużą rezerwą zaś od początku miał myśleć o ojcu i jego rodzinie, w której skłonność do arystokracji mieszała się ze skłonnościami do depresji (tę stałą melancholię w życiu Miłosza, czy te ze względów genetycznych, czy też towarzyskich lub intelektualnych, Franaszek podkreśla często).
W biografii nie brakuje opisów wydarzeń z życia Miłosza, które już dziś pojawiają się w jego micie, a pewnie dzięki tej biografii pozostaną w nim na dobre: np. ten o granacie wrzuconym do sypialni Miłosza w Szetejniach (odprysk budzących się nacjonalizmów i konfliktu polsko-litewskiego), który szczęśliwie nie wybucha. Ale w ostatnim rozdziale o czasach dzieciństwa sprzed czasów szkoły dla mnie ważny był fragment o przekraczaniu granicy polsko-litewskiej przez Miłosza i jego matkę w drodze z Wilna do Szetejń. Wiedziałam już wcześniej, że stosunki między dwoma państwami zostały zerwane po zajęciu Wilna (akcja Żeligowskiego) i stąd brak możliwości legalnego przekraczania granicy. Pozostawało jednak wciąż pytanie: po co oni w ogóle się przeprawiali, czy nie mogli pozostać po stronie litewskiej. Okazuje się, że ojciec Miłosza Miłosza zaciąga się do ochotniczych oddziałów Wojska Polskiego w Wilnie po 1918, przez co staję się wrogiem niepodległej Litwy i nie ma do niej wstępu. Stąd ciągłe wędrówki od ojca do dziadków i z powrotem.


Te wędrówki kończą się właściwie wraz z pójściem do szkoły: Miłoszowie na stałe mieszkają już w Wilnie (nudne "mieszkanie z fikusami"), potem Miłosz zostanie tam sam (mieszka na stancji), bo rodzice wyjeżdżają (za pracą ojca) do Suwałk. Czasu gimnazjalnego dotyczy cała druga część pt. Młody człowiek i sekrety. Życie Miłosza wygląda zupełnie inaczej: ze świata szlacheckiego zmienia się powoli w życie inteligencji (nieszczególnie zamożnej). Kolejne fragmenty tej części powielają kolejność wydarzeń z Rodzinnej Europy, nawet układ problemowy jest podobny. Zatem: poczucie wyobcowania (najeżony i naburmuszony kocur - jak wspomina Miłosza kolega z lat szkolnych) pamiętane jeszcze z czasów najmłodszych klas, odkrywanie kolejnych masek, pod którymi można chronić delikatną tożsamość, fascynacja przyrodą i odkrycie jej okrucieństwa, w końcu pojedynek nauczycieli Chomika i Rożka, czyli tradycyjnie chrześcijańskiego lęku przed tajemnicą i poczucie grzeszności przeciwko oświeceniowej wierze w ład i porządek świata oraz siłę samego człowieka. Charakterystyczne, że z tego sporu Miłosz wyniósł klasyczną formę i być może dążenie do spokoju, jaki klasycyzm oferuje, ale treść swojej twórczości mocniej związał jednak z "kosmosem", o którym pisałam już poprzednio. 
Wielką zasługą autora biografii jest niewątpliwie zebranie olbrzymiej ilości szczegółów z życia Miłosza: opisów życia codziennego w Wilnie, które posłużą zapewne niejednej analizie socjologicznej; listy nazwisk kolegów z klasy, lektur, czasopism, nauczycieli, wzorów, których na pewno będą śledzić fascynaci zastanawiający się, jak to się robi, że zostaje się geniuszem, noblistą (to zresztą fascynowało chyba także samego Franaszka, skoro referuje poszukiwania pierwszego drukowanego w czasopiśmie tekstu Miłosza - listu do redakcji, podkreśla, że w szkolnych gazetkach młody Miłosz pisał już w wieku 13 lat; szczegółowo interpretuje wybór tematu maturalnego nieco jednak anachronicznie włączając wypracowanie o przemijaniu, o rzece heraklitejskiej, w główny nurt refleksji Miłosza o przemijaniu). W końcu mamy dostęp do kompendium wiedzy bardzo przydatnej w lekturze wierszy, esejów, właściwie wszystkiego, co Miłosz napisał, bo pisał bardzo kontekstowo - Franaszek na kilku przykładach pokazuje, że odszyfrował więcej niż (być może) ktokolwiek wcześniej. Nie brakuje też materiału dla zbieraczy wątków bardziej kontrowersyjnych (?), czasami po prostu intymnych, czasami politycznych: są informacje (zresztą niemal skopiowane z Rodzinnej Europy) o wczesnym wyplenieniu antysemityzmu i o pierwszym spotkanym homoseksualiście (nauczycielu zresztą), o niechęci wobec wszelkiego nacjonalizmu (a zatem także niechęci wobec dużej części rodziny). Z treści mi wcześniej nieznanych: opowieść o miłości, zawodzie miłosnym, próbie samobójczej na tym tle, a w końcu także inicjacji seksualnej w wieku 16 lat, najprawdopodobniej z ciotką - wszystko dzieje się w Krasnogrudzie, gdzie w czasach gimnazjalnych Miłosz spędza wakacje.

Z wywiadu z Andrzejem Franaszkiem w "Dwójce" wiem, że takich intymnych szczegółów jeszcze klika będzie i jednocześnie wierzę autorowi, który mówił, że nie ma w tym pornograficznej przyjemności podglądania, jest raczej pragnienie pokazaniu Miłosza takim, jaki był. Wierzę też, że po wieloletnim przeglądaniu materiałów do tej biografii Franaszek nabył dystansu do Noblisty, którego spotykał już od czasu własnej młodości. Zarówno w biografii, jak i w opowieści jej autora podkreśla się napięcie, jakie generował Miłosz w swoim otoczeniu, ciągłe poczucie biegu, nadwrażliwość i intensywność. W przeczytanych już częściach Franaszek wspomina o tym, jak wymagającym przyjacielem był Miłosz - jednym z pierwszych, który tego doświadczył był Teodor Bujnicki; sam autor biografii wspomina, że w czasie spotkań z Miłoszem zawsze czuł się, jak na egzaminie; mnie zas jako dowód tego napięcia najbardziej podoba się opowieść o truskwkach, którymi Noblista częstował nieśmiałych gości, którzy skubali po jednym owocu, podczas gdy Miłosz pożerał ich całe garście obficie posypując cukrem.

czwartek, 14 kwietnia 2011

z biografii

Do premiery biografii Miłosza autorstwa Andrzeja Franaszka jeszcze trochę czasu, ale jako redaktorka papierowych myśli zaopatrzyłam się w egzemplarz recenzencki. Powoli zabieram się więc do czytania, bo tomiszcze jest opasłe (niemal 1000 stron), a ja chcę zdążyć przed 5.05. I na bieżąco referuję lekturę.
Już w pierwszym rozdziale od dawna zapowiadane odkrycie smutnego oblicza Noblisty, tego, o którym mówi się, że stało się jedynym na ostatnie lata życia (czy faktycznie - dowiem się pewnie koło 900. strony). W tym pierwszym fragmencie dużo o doświadczeniach z dzieciństwa, przede wszystkim wojna, ucieczka w 1915, rewolucja październikowa 1917 przeżywana w Rosji, które wprowadzają w życie Miłosza lęk - ciągle obecny "między wierszami". To jest właśnie TO z wiersza "To". Coś, o czym pisał Miłosz w ostatnich latach życia, że było zawsze pod spodem, że tylko dzięki niemu (dzięki strachowi przed nim?) mógł opisywać "zsuwające się ramiączko". W ostatnim akapicie tego rozdziału Franaszek przywołuje wiersz, w którym "to" jest nurtem czarnej rzeki. Te słowa współbrzmią z "czarnym nurtem" literatury, do którego Markowski zaliczył Gombrowicza. Skojarzenie: lęku i lęku,  przez kogoś innego nazwanego czarnym nurtem / nurtem czarnym jest chyba niebezpodstawne. Miłosz i Gombrowicz byli dla siebie ważnymi punktami odniesienia, Miłosz poświęcił Gombrowiczowi parę esejów - w jednym z nich, zdaje się, że z Podróży w czasie właściwie godzi się z Gombrowiczem co do wizji rzeczywistości, nie może tylko zgodzić się na opuszczenie wspólnoty, na pesymizm, który rodzi się z samotności, z braku Dziadów. Markowski pisze o Gombrowiczu, że cała jego literatura jest ciągłą ucieczką od lacanowskiego Realnego czy po prostu tego, co czai się pod uładzonym światem ludzkim. To samo przecież w wierszu "To" pisze Miłosz: "Pisanie było dla mnie strategią ochronną / Zacierania śladów" - śladów tego, że jego także dotyka ten niewyrażalny lęk, który przypomina, a może świadczy o wyobcowaniu ze świata ludzkiego.

Zatem diagnoza jest już postawiona. W kolejnym fragmencie Franaszek wraca do znanej już narracji, która zaczyna się w arkadyjskich Szetejniach, blisko świata natury, a bez konfrontacji z oceniającymi oczami zbyt dużej liczby obserwatorów. Nie sposób pewnie pisać o zamożnej wsi litewskiej początków XX wieku bez sentymentalizmu, któremu wielu pewnie zarzuci fałszywe tony. Ale mnie autor przekonał. Zmysłowe są te opisy świata, bo zmysłowy ten świat w micie i opowieści miał być. Zawsze zazdroszczę - i wtedy uświadamiam sobie, że to było raptem kilkanaście miesięcy.

Czytam dalej.

niedziela, 20 marca 2011

Franaszek - biografia, Zubel, Telus, siostry Wrońskie - muzyka, Stasińska - wspomnienie

Każdy coś z Miłoszem robi. Nawet wtedy, gdy nie wpisuje swojej działalności w obchody Roku Miłosza. Co nawet dobrze świadczy i o Miłoszu, i o tym, który w ten sposób się o nim wspomina. Ostatnio widziałam "spektakl" Chlip hop w warszawskim Teatrze Ateneum. Na scenie Andrzej Poniedzielski i Magda Umer przy akompaniamencie Wojciecha Borkowskiego o młodości i starości, trochę jeszcze miłości, a najbardziej to o przemijaniu. I właśnie Miłosza zdanie o przemijaniu wspomina Poniedzielski, a skrót sceny wypisuję ja obok, jeszcze nad linkami, co by była mottem mojego Roku Miłosza. Anegdotycznie dodam, ze wspomniana dziennikarka została zaopatrzona w oczy jak dwa tunele tęsknoty za intelektem.

O tym wszystkim, co przeminęło będzie oczywiście w biografii Miłosza autorstwa Andrzeja Franaszka. Długo oczekiwana pozycja będzie miała swoją premierę w czasie pierwszego dnia Festiwalu Miłosza. Trochę treści zdradza artykuł Sekrety życia Miłosza z "Rzeczpospolitej". Podobno książka powstawała przez 10 lat. I faktycznie pamiętam sama, jak po swojej Olimpiadzie Polonistycznej, podczas której opowiadałam komisji o Miłoszu, jakieś 5 lat temu, znalazłam gdzieś (pewnie w artykule w "Tygodniku Powszechnym") informację o tym, że Andrzej Franaszek pisze właśnie biografię Noblisty. Wtedy autor był już po etapie "gromadzenia materiałów". Biografia liczy podobno 1000 stron. I pokazuje raczej tragizm niż triumf, raczej ciągłe wewnętrzne napięcie niż spokój i jasność. A przede wszystkim odkrywa ostatnie lata, o których depresyjności opowieści krążą od dawna.

Wracając jeszcze do numeru "Kultury Liberanej", o którym w poprzednim poście: tam Beata Stasińska (w zeszłotygodniowych "Wysokich obcasach" długi wywiad) pisze o Miłoszu politycznie, ale zanim o walce z antysemityzmem, stosunkiem do Piłsudskiego i masonów, wspomina swoje doświadczenie spotkania Miłosza ze studentami (głównie polonistyki) w czasie wizyty w Polsce po Nagrodzie Nobla. Spotkanie w warszawskiej Stodole już kiedyś przypominałam "dokumentami z epoki". Teraz Stasińska pisze o tym, jak chcieli (oni, studenci) w Miłoszu dostrzec wtedy antykomunistycznego wieszcza, redukując go na "patriotyczno-antysystemowy użytek". Na użytek dzisiejszej polskiej nie-prawicy kończy: "Nie odżegnując się od lewicowości, odrzucał to, co Dorris Lessing nazwała lewicowym pakietem: tandetnie podany zestaw składający się z idei postępu, materializmu, powierzchownej troski o rasę ludzką, odrzucenia wiary w Boga i wiary w rewolucję."

Muzyka wokół Miłosza:
Jacek Telus wydał płytę "Miłosz w Muzyce, Muzyka w Miłoszu" (premiera odbyła się pod koniec lutego) z 20 aranżacjami wierszy Miłosza i... przesłuchanie na youtubie nieco zawodzi oczekiwania. Dlaczego tak poważnie i smutno, jak w wierszach Herberta śpiewanych przez Gintrowskiego? I, to już własne preferencje, dlaczego tak niemelodyjnie? Ale to np. lubię: http://www.youtube.com/watch?v=oeGSE5rj2hQ&feature=related.
Bodaj na 29.03 zaplanowana jest premiera płyty sióstr Wrońskich Ballady i Romanse pt "Zapomnij" inspirowana Miłoszem; jutro, czyli pierwszego dnia wiosny trafi do rozgłośni radiowych.
Ale tak naprawdę to czekam na wydarzenia krokowskie: koncerty w ramach Festiwalu (tam zresztą siostry Wrońskie, ale też m.in.: Podsiadło i Aga Zaryan). Na 9. Festiwalu Sacrum Profanum (także Kraków, wrzesień) wykonane zostaną utwory inspirowane twórczością Miłosza, a skomponowane prze Pawła Mykietyna, Agatę Zubel (świetna w czasie Roku Chopina), Wojciecha Ziemowita Zycha, Aleksandrę Grykę i Dobromiłę Jaskot - informacja ze strony Roku Miłosza.
W Bydgoszczy powstał podobno balet pt. "Zniewolony umysł" inspirowany prozą Miłosza, Bydgoszcz świętuje Rok Miłosza poprzez "Miłosz Jazz Project".

wtorek, 15 marca 2011

zagrzebanie w biografii, archiwach i tekstach

Zaczynam doceniać Rok Miłosza. Co prawda redaktorzy "Kultury Liberalnej" w numerze z 28.02 poświęconego w dużej mierze Miłoszowi pytają, czy 2011 nie zmęczy nas Noblistą i nie znudzi, ale póki co bez znużenia słucham gromadzonych przez polskie radio archiwalnych i zupełnie niearchiwalnych nagrań. To już pewnie kwestia pokolenia, ale z jakimś mieszanym poczuciem obcości i swojskości słucham głosu Miłosza w rozmowie z Aleksandrem Fiutem z '79: kresowy akcent, głos ciepłego starszego pana trochę nie licujący z dwuwierszem Szymborskiej: "Tu Czesław Miłosz, chmurna twarz / Klęknij i odmów "Ojcze nasz"".

Ale właśnie w tej rozmowie ciekawy fragment, w którym Miłosz opowiada o swoim stosunku do różnych środowisk literackich dwudziestolecia międzywojennego. Ostatnio w czasie koła w Witkacym (kontekst2011.blogspot.com) rozmawialiśmy o biografii Miłosza od przeprowadzki do Warszawy w 1937 (z Polskiego Radia w Wilnie do Polskiego Radia w Warszawie - tak kończyło się ówcześnie wydalenie z pracy) do końca lat 60., czyli do wyjazdu do Stanów Zjednoczonych. Pytanie nad którym zatrzymaliśmy się trochę dłużej brzmiało: z kim spotykał się Miłosz w ciągu tych kilku przedwojennych lat i w czasie wojny (którą niemal całą spędził w Warszawie)? W podlinkowanej audycji Miłosz potwierdza przypuszczenia: w Warszawie czuł się obco - zarówno jako przyjezdny z prowincji, jak i jako artysta, który ma niewiele wspólnego ze snobizmem warszawskich kawiarni zdominowanych przez Skamandrytów (to jego własne słowa). Sytuuje się w "natarciu awangardy na Warszawę" i wspomina, że dużo lepiej czuł się w Krakowie, który przypominał paryski przedwojenny Montparnasse (Miłosz wiedział, co wspomina, w końcu spędził tam 1934 rok). O czasach wojny wiem, że najważniejszymi rozmówcami dla Miłosza byli Andrzejewski, Wyka i Kroński. Swoją drogą, gdy czytałam teraz, po raz kolejny, "Rodzinną Europę", uderzyło mnie, jak wiele tam jednak ironii i dystansu do rzeczywistości, którą opisuje. Krótkie fragmenty z czasów wojny:
Przez chwilę Miłosz przebywał w Wilnie (trasę Miłosza po wybuchu wojny: Warszawa - Budapeszt - Wilno podejrzliwie interpretuje Jacek Trznadel w "Lewym profilu" Noblisty), przez jakiś czas bezpiecznej wyspie w wojennej rzeczywistości: "Zapaści wtedy przez mnie przeżywane zbliżyły mnie do dworu jakim się otaczał [Feluś] (...) Feluś był nałogowym alkoholikiem, ale nie lubił pić samotnie. Przeciwnie, potrzebował ciągle dookoła siebie opowiadaczy bajek, anegdot i dowcipów, chóru umilającego mu egzystencję. Oceniał wyrafinowanie umysłowe, stąd jego pociąg do artystów i poetów; ci znajdowali w nim idealnego cyca". I jeszcze fragment o wybuchu powstania warszawskiego: "Tego dnia, 1 sierpnia, szliśmy z Janką na poobiednią herbatę i rozmowę do tygrysów, z którymi chciałem omówić niezmiernie ważne sprawy, mianowicie mój nowy przekład angielskiego wiersza. Nigdy nie należy być zbyt pewnym wychodząc na spacer, że wróci się do domu, nie tylko dlatego, że nam może się coś zdarzyć, również dlatego, że dom może przestać istnieć. Spacer miał trwać bardzo długo. Dziesięć minut beztroski i pogodnego nieba. Potem niespodziewanie wszystko uległo pęknięciu i zmieniłem kąt widzenia, ponieważ posuwałem się na czworakach" (oba fragmenty z: Czesław Miłosz, Rodzinna Europa, Kraków 2001, s. 236-267, 281).

W czasie spotkania w Witkacym pojawiły się jeszcze inne kontrowersje związane ze stosunkiem Miłosza do polskości, innymi słowy: z politycznością tekstów Miłosza. Tego dotyczą w dużej mierze teksty we wspomnianym numerze "Kultury Liberalnej". I charakterystyczna rzecz: gdy autorzy chcą przytoczyć jakieś kontrowersyjne wypowiedzi Miłosza (np. gdy na pytanie Ireny Grudzińskiej-Gross: „Co to znaczy zdrajca?” Miłosz odpowiedział: „Kiedy odchodzi się od przyjętego myślenia, myślenia ziomkowskiego – to jest zdrada”), zmuszeni są odwoływać się do tekstów z l.80. i późniejszych (wywiadów, Roku myśliwego). Miłosz co prawda już w Rodzinnej Europie mówi o wrodzonej czy intuicyjnej niechęci do patriotycznej martyrologii, romantycznego podejścia do historii. Ale w czasie wojny wydaje jednak Pieśń niepodległą, której po latach się będzie wstydził jako kamyka dołożonego do tradycji polskiego nacjonalizmu. Po wojnie wydaje Ocalenie ze słynnym: "czym jest poezja, która nie ocala narodów ani ludzi?", w artykule-manifeście Nie ("Kultura", Paryż, maj 1951, pierwszy, zdaje się, tekst po decyzji o emigracji i początek współpracy z Giedroyciem) wśród powodów decyzji zerwania z PRL podaje niemożność dłuższego służenia ludziom. Chodzi oczywiście o to, że nie może wydawać tego, co by chciał (w okolicach '50 roku odmówiono Miłoszowi wydania przekładu Eliota), czyli o względy indywidualne, ale Miłosz pisze o nich w kontekście społecznym, w kontekście przedstawiania rzeczywistości społecznej taką, jaka ona jest. Rys myślenia społecznego jest także w Zniewolonym umyśle i zarzucanym Miłoszowi "usprawiedliwianiu" intelektualistów pozostających w krajach komunistycznych. Zresztą sam Noblista odnajduje u siebie myślenie w kategoriach wspólnotowych (dziedzictwo "dziadów") - i sam stwierdza (w eseju Przyrodnik w Podróżach w czasie), że to właśnie różni go od Gombrowicza, skrajnego indywidualisty, którego indywidualizm w ostatecznym rozrachunku może przyda się także polskości, ale na pewno jej nie służy (z przedmowy do Trans-Atlantyku). I tym różnią się decyzje o emigracji: próby rozliczania się z komunizmem w artykułach, wierszach, powieści, esejach Miłosza i Gombrowiczowskie (uwielbiam ten cytat, więc cytuję):
"Wtenczas   na  kolana  paść   chciałem!   Jednakowoż  wcale nie padłem, a tylko tak z cicha Bluźnić, Wyklinać silnie, ale do siebie samego, zacząłem: — A płyńcież wy, płyńcież Rodacy do Narodu swego! Płyńcież wy do Narodu waszego świętego chyba Przeklętego! Płyńcież do Stwora tego św. Ciemnego, co od wieków zdycha, a zdechnąć nie może! Płyńcież do Cudaka waszego św., od Natury całej przeklętego, co wciąż się rodzi, a przecież wciąż Nieurodzony! Płyńcież, płyńcież,  żeby on wam ani Żyć, ani Zdechnąć nie pozwalał, a na zawsze was między Bytem i Niebytem trzymał. Płyńcież do  Ślamazary waszy św. żeby was ona dali Ślimaczyła! Okręt już skosem się zwrócił i odpływał, więc jeszcze to mówię: — Płyńcież do   Szaleńca,  Wariata  waszego   św.   ach  chyba Przeklętego, żeby on was skokami, szałami swoimi Męczył, Dręczył, was krwią   zalewał,   was   Rykiem   swym   ryczał,   wyrykiwał,  was Męką zamęczał, Dzieci wasze, żony, na Śmierć, na Skonanie sam konając w konaniu swoim Szału swojego was Szalał, Rozszalał! Z takim wiec Przekleństwem od okrętu się odwróciwszy, do miasta wstąpiłem." (Witold Gombrowicz, Trans-Atlantyk, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1988, s.12).
O.

Swoją drogą o tej paryskiej już części biografii (l.50) opowiadał Piotr Kłoczowski w audycji z cyklu "Archipelag Miłosz" (Dwójka, Polskie Radio) z 27.02. Ciekawie.

środa, 16 lutego 2011

program 2 Festiwalu im. Czesława Miłosza i Tomas Venclova w Muzeum Literatury

Znamy już program 2. Festiwalu im. Czesława Miłosza. 9 - 15 maja, codziennie od 9.30 do późnego wieczora. W ciągu dnia kolejne części konferencji naukowej poświęconej Miłoszowi, premiery książek, panele dyskusyjne i spotkania autorskie z gośćmi Festiwalu. A jest ich niemało i nie tylko z "rodzinnej Europy", pod którym to hasłem cała rzecz się dzieje. Wieczorami wieczory poetyckie, pokazy filmów o Miłoszu i koncerty w cyklu "Poezja i muzyka". Zapowiada się świetnie, trochę nie mogę się doczekać.
Wspomnianych gości należałoby lepiej poznać. Ale może nie wszystkich naraz.
Tomas Vencolva - od niego można zacząć, chociażby dlatego, że we wtorek opowiadał w Muzeum Literatury w Warszawie o książce poświęconej Miłoszowi, którą ma zamiar wydać jeszcze przed wakacjami. To spotkanie zainaugurowało Rok Miłosza w Muzeum Literatury, a pewnie i w Warszawie, bo do tej pory chyba niewiele więcej się działo w stolicy (w przeciwieństwie do innych zagranicznych miast, w których kolejne targi książki są okazją do promowania Noblisty - 17.02 w Wilnie, po 20.02 w Jerozolimie) - sprawozdanie fotograficzne na stronie Muzeum, a sprawozdanie osobiste poniżej.
Ścieżki Tomasa Venclovy - ur. w 1937, Litwina, poety, eseisty, wykładowcy uniwersyteckiego, postaci znanej każdemu, kto w Polsce interesuje się Litwą - i Czesława Miłosza przecinały się wielokrotnie. Studiowali na tym samym Uniwersytecie Wileńskim. Vencolova (młodszy o pokolenie), mimo że był najmłodszym studentem w dziejach tej uczelni, trafił na nią, gdy Miłosz był już na emigracji we Francji (w l.50.). Potem obaj przebywali na emigracji w Stanach Zjednoczonych, ale nie widywali się tam często, bo, jak żartował Vencolva, z Kalifornii (gdzie mieszkał Miłosz), do Cennecticut (gdzie mieszka Venclova) "było jak z Warszawy do Japonii". Faktycznymi miejscami ich spotkań były Wilno i Kraków. A symbolicznymi - "litewskie konteksty".
I to z nich ma się składać książka Tomasa Venclovy o Czesławie Miłoszu. Tytuł jeszcze nie jest znany, miało być "Mój Miłosz", ale w Roku Miłosza szybko został zarezerwowany... Niezależnie od tytułu spis treści jest już ułożony. Znajdą się w nim takie pozycje, jak dwugłos o Wilnie, artykuły o Miłoszu, wiersz inspirowany jego poetyką, wspomnienia z kolejnych spotkań i wyimki dotyczące Noblisty z pamiętnika Venclovy (tłumaczone z litewskiego). Podczas spotkania w Muzeum Literatury "kontekstami litewskimi" nazywał litewski intelektualista (nazywał po polsku - polskiego nauczył się, jak opowiadał, wraz z całą inteligencją litewską po roku '56 z "Przekroju") różne postaci, które miały wpływ na życie Miłosza. Opowiadał o litewskim przyjacielu, który wprowadził przyszłego autora "Zniewolonego umysłu" w świat wielkiej kultury, i dzięki któremu Miłosz zaczął tłumaczyć z litewskiego. Opowiadał o Herbaczewskim - litewskim moderniście, którego wcześniej przedstawiano mi jako postać właściwie tragiczną (Herbaczewski nie mógł znaleźć wspólnego języka z młodymi Litwinami początków XX wieku,którzy dążyli do politycznego i kulturowego oddzielenia Polski i Litwy; sam najpierw wykładał litewski na Uniwersytecie Jagiellońskim, potem polski i literaturę polską na Uniwersytecie Kowieńskim), a w ustach Vencolvy stał się przedstawicielem młodopolskiej bohemy, piszącym przemówienia, z których "było widać, że o coś mu chodzi, tylko nie wiadomo, o co", mistykiem wróżącym z ręki co ładniejszym studentkom. Mistykiem większego formatu i kolejnym "kontekstem litewskim" przypomnianym podczas spotkania w Muzeum Literatury był Oskar Miłosz - postać dobrze znana z wielu książek kuzyna - Noblisty, "dyplomata Litwy niepodległej", choć nigdy nie nauczył się mówić po litewsku (a warto pamiętać, że litewską tożsamość narodową "wynaleźli" filologowie, podnoszący język wsi do rangi języka narodowego), pisał po francusku, mówił po polsku, a urodził się na terenach dzisiejszej Białorusi. Postaci łączących Miłosza z Litwą w opowiadaniu Venclovy było więcej. W jakimś sensie są nimi ci wszyscy, którzy przyczynili się do "przemycenia" "Rodzinnej Europy" na Litwę (lub: do Litwy, jak podobno należy już mówić). Historia jest ciekawa: cała książka Miłosza była podobno przesyłana z Francji po stronie, na różne adresy, w wyrwane kartki dla niepoznaki owinięte były drobne prezenty - pojedyncze kawałki papieru składano już na miejscu. Tę historię pewnie przypomni ktoś w czasie majowego 2. Festiwalu im. Czesława Miłosza w Krakowie.

niedziela, 6 lutego 2011

krzyżujące się ścieżki

Wokół Miłosza zaczyna być nieco "gęściej". Świadczy o tym choćby strona główna Roku Miłosza i jej nowe treści. milosz365.pl zaczyna gromadzić informacje o wszystkim, co w związku z Miłoszem w tym roku będzie się dziać (jak rozumiem: z inicjatywy publicznej, prywatnej i wszelkiej innej, jeśli to możliwe). Czy moje koło pozalekcyjne w Witkacym należy do takich wydarzeń? Udało nam się już przedyskutować wczesną, litewską biografię i twórczość Noblisty oraz tegoż twórczość najpóźniejszą w nawiązaniu do czasów sprzed II, a może i I wojny światowej (moja notatka z zajęć: Miłosz analiza 1).

Ważna informacja: do końca lutego trwa II nabór do programu Miłosz 2011 - Promesa. Tym razem proponuję jakiś film, w ramach pogoni za wschodnim sąsiadem (Litwą...), gdzie ministerstwa kultury i oświaty złożyły się, żeby sfinansować film o Czesławie Miłoszu (w dotychczasowym naborze znalazł się tylko film Teatru Ósmego Dnia).

Okazuje się, że zainteresowanie upowszechnianiem wiedzy o Miłoszu jest na tyle duże, że trzeba było jakoś zinstytucjonalizować poszukiwanie potencjalnych wystaw. W związku z tym na stronie Roku Miłosza pojawiły się także opisy 3 wystaw "do zaproszenia": wystawa Muzeum Literatury im. A.Mickiewicza w Warszawie, wystawa Imago Mundi (fotografie miejsc do tekstów / inspirowane tekstami Miłosza) i wystawa Wojciecha Prażmowskiego ("Miłosz. Tutejszy" z modnym najwyraźniej w tym roku wątkiem polsko-litewskim i pytaniem o przynależność). Muzeum Literatury i bez dodatkowych zaproszeń ma bogaty plan tegorocznych objazdów ze swoimi projektami (to Muzeum Literatury współprzygotowywało wystawę o Miłoszu na targi książki we Frankfurcie w październiku zeszłego roku; najbliższy: w dniach 17-20.02 podczas Międzynarodowych Targów Książki w Wilnie zaprezentuje wystawę "Czesław Miłosz, w 100-lecie urodzin", z wątkami litewskimi przede wszystkim; więcej: "Rok Czesława Miłosza w Muzeum Literatury im. Czesława Miłosza").

O tej samej wystawie w Wilnie (jako o świadectwie zainteresowania rocznicą Noblisty) wspomina milosz365 także w kontekście ustanowienia nagrody im. Czesława Miłosza za najlepszą publikację poświęconą idei współistnienia narodów zamieszkujących na terenach Polski i Litwy (Ustanowienie nagrody Miłosza) przez kilka publicznych instytucji działających na Litwie (Instytut Polski w Wilnie, Związek Dziennikarzy Litwy, litewskie Narodowe Zrzeszenie Twórców). Publikacje mogą być napisane w dowolnym języku "dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego", czyli po polsku, litewsku, białorusku, ukraińsku lub rosyjsku (a co jeśli ktoś pokusi się o ruski?) - przy okazji mamy ciekawą lekcję filologiczną...

W styczniu odbył się sympozjon "Okolice Rodzinnej Europy" w Sejnach (organizatorem oczywiście Ośrodek Pogranicze, sympozjarchą naturalnie Krzysztof Czyżewski). Systematycznie imponuje mi zorganizowanie, promocja i "łączenie ścieżek poszczególnych projektów" tej instytucji. W związku z sympozjonem odbyła się promocja kolejnej książki wspomnieniowej (o Miłoszach Czesławie i Oskarze, z tekstami m.in. zaproszonego na sympozjon Tomasa Venclovy) oraz wystawa. Przy tym sympozjon był tylko inauguracją Akcji Rodzinna Europa, która będzie "wszecheuropejskim komentowaniem rodzinnej Europy" (cokolwiek by to miało znaczyć - trochę niezależnie od interpretacji tej frazy chętnie wzięłabym udział w podróży z Wilna do Paryża reaktywowanego Klubu Włóczęgów). O wszystkim można przeczytać na stronie Roku Miłosza, na stronie Pogranicza, ale też na facebooku, bo Ośrodek Pogranicze to także mistrz marketingu. Według Krzysztofa Czyżewskiego "[Miłosz] Chciał pokazać, jak bardzo jest ona [środkowa i wschodnia Europa] europejska i jak integralnie związana jest z całym dziedzictwem europejskim, a nie sztucznie oddzielona linią żelaznej kurtyny".

Ostatnio przypomniano mi, że szukanie podobieństw to cecha podrzędnej nauki albo tylko wstęp do nauki śledzącej różnice. To chyba a propo zestawienia Miłosza z Heideggerem, którym zajmuję się w Witkacym.

ps. jedyne moje zastrzeżenie wobec strony Roku Miłosza dotyczy irytującego niebieskiego maźnięcia, które utrudnia czytanie...

poniedziałek, 10 stycznia 2011

pierwsze tygodnie Roku Miłosza...

... i w związku z tym długie artykuły w noworocznych wydaniach gazet i tygodników oraz cały tydzień z Miłoszem w TVP Kultura. Tzw. szum medialny (nawet jeśli szumiało niezbyt głośno) cieszy, szczególnie wobec ostatnio zasłyszanych wątpliwości co do tego, czy aby na pewno mamy rok Miłosza, a nie Marii Curie-Skłodowskiej (w rzeczy samej oboje są patronami, zapisanymi w "uchwałach przyjętych przez sejm", do spółki z Janem Heweliuszem, jak głosi notka PAP-u na stronach wp.pl...). Zainteresowaniem tym chwalą się organizatorzy roku Miłosza na swojej stronie (gdzie pojawiło się podsumowanie wyników naboru do programu Promesa Miłosz - nie chwaląc się: byłam pierwsza)... choć nie zawsze jestem pewna, czy jest się czym chwalić. 

Program w TVP Kultura wyglądał i wygląda bardzo ciekawie, jak zresztą wiele propozycji powszechnie niedostępnego kanału. Za to coraz bardziej dostępne stają się różne nagrania z Miłoszem w roli głównej, garść na stronie Roku Miłosza, reszta oczywiście na youtubie:
czytanie własnych wierszy: Sens, Capri, Sekretarze, w wersji angielskiej, Michał Głowiński o dialogu Miłosz-Różewicz, wywiady po francusku, a nawet "techno poetry" do Piosenki o końcu świata...
Mimo wszystko możliwość obejrzenia programu TVP Kultura prawdopodobnie przyniosłaby więcej korzyści...

Na stronie Roku Miłosza zauważono także noworoczny artykuł Adama Michnika Rozpacz MiłoszaTam przypomnienie komentarza Michnika pisanego bezpośrednio po literackiej Nagrodzie Nobla 1980 dla "Biuletynu Informacyjnego": odwołania do "sprawy polskiej", do "wojny Miłosza z polskim nacjonalizmem i polskim komunizmem" oraz podniosły ton ("Droga Miłosza [...] była drogą do Polski wyzwolonych umysłów"), w dzisiejszej lekturze może aż nadto podniosły, ale zupełnie zrozumiały w kontekście ówczesnej sytuacji politycznej i zwykłej radości (nie odbiega zresztą aż tak bardzo od relacji z pierwszych spotkań z Noblistą po 1980 roku ze studentami w Warszawie przytoczonym w jednym z wcześniejszych postów). Ten fragment czyta się bez dziwnego poczucia pychy autora nawet wtedy, gdy wspomina o "nas, uczestnikach demokratycznej opozycji, którzy publikowaliśmy i upowszechniali książki Miłosza".  Niestety nie można tego już powiedzieć o tekście głównym, pełnym wyrzutów (a może tytułowej rozpaczy?), w którym kilka nieco patetycznych zdań stanowi przerywniki w cytatach z wierszy, esejów, wypowiedzi Noblisty (wszystko w ilości nieco tylko większej od cytatów z dawnych wypowiedzi autora artykułu), i który kończy się po dwóch stronach wymownym "I na tym wypada zakończyć tę garść słów nieporadnych"... Dobrze, że Michnik przyznaje w tym samym artykule, że: "Trudno mi pisać o Czesławie Miłoszu". Czy naprawdę warto wracać w noworocznym tekście otwierającym obchody setnej rocznicy urodzin Miłosza do kontrowersji z czasów pogrzebu?

Wielkie słowa na początek Roku Miłosza wybrzmiały, czas na "czyny". Ale czy mają to być czyny romantyczne? Nad tym każe zastanowić się dzisiejsze pytanie ucznia z warszawskiego "Witkacego" (pytanie dotyczyło stosunku Miłosza do tradycji romantycznej), skierowane również do mnie, skoro przyszło mi prowadzić koło pozalekcyjne poświęcone w dużej mierze tegorocznemu bohaterowi (czyn jest zatem nieco pozytywistyczny, choć romantyzmu przydaje mu potencjalne skojarzenie ze Stowarzyszeniem umarłych poetów). Wydaje się wiele dobrych pytań może paść podczas tych zajęć - notować będziemy je na blogu kontekst2011.blogspot.com.