wtorek, 26 kwietnia 2011

biografia Miłosza cz.2

Dokończyłam część pierwszą (biografia podzielona jest na dekady), a w niej jeszcze:
Dużo miejsca poświęconego genealogii Miłosza, zarówno od strony matki, jak i ojca - rzecz znana z wcześniejszej biografii autorstwa Andrzeja Zawady, ale tu znacznie więcej wartościowania, podkreślania, jak Miłosz traktował poszczególne osoby. W tym sensie bliżej tym fragmentom do narracji Tomasza z Doliny Issy - nie przez przypadek obszernie się ją tutaj cytuje. W świecie młodego Miłosza dominują kobiety - nie tylko dlatego, że faktycznie często to na ich barkach jest utrzymanie rodziny, ale też dlatego, ze to w nich Miłosz widzi tę lepszą stronę swojej rodziny: żywotną, pracowitą, stabilną. Z dużą rezerwą zaś od początku miał myśleć o ojcu i jego rodzinie, w której skłonność do arystokracji mieszała się ze skłonnościami do depresji (tę stałą melancholię w życiu Miłosza, czy te ze względów genetycznych, czy też towarzyskich lub intelektualnych, Franaszek podkreśla często).
W biografii nie brakuje opisów wydarzeń z życia Miłosza, które już dziś pojawiają się w jego micie, a pewnie dzięki tej biografii pozostaną w nim na dobre: np. ten o granacie wrzuconym do sypialni Miłosza w Szetejniach (odprysk budzących się nacjonalizmów i konfliktu polsko-litewskiego), który szczęśliwie nie wybucha. Ale w ostatnim rozdziale o czasach dzieciństwa sprzed czasów szkoły dla mnie ważny był fragment o przekraczaniu granicy polsko-litewskiej przez Miłosza i jego matkę w drodze z Wilna do Szetejń. Wiedziałam już wcześniej, że stosunki między dwoma państwami zostały zerwane po zajęciu Wilna (akcja Żeligowskiego) i stąd brak możliwości legalnego przekraczania granicy. Pozostawało jednak wciąż pytanie: po co oni w ogóle się przeprawiali, czy nie mogli pozostać po stronie litewskiej. Okazuje się, że ojciec Miłosza Miłosza zaciąga się do ochotniczych oddziałów Wojska Polskiego w Wilnie po 1918, przez co staję się wrogiem niepodległej Litwy i nie ma do niej wstępu. Stąd ciągłe wędrówki od ojca do dziadków i z powrotem.


Te wędrówki kończą się właściwie wraz z pójściem do szkoły: Miłoszowie na stałe mieszkają już w Wilnie (nudne "mieszkanie z fikusami"), potem Miłosz zostanie tam sam (mieszka na stancji), bo rodzice wyjeżdżają (za pracą ojca) do Suwałk. Czasu gimnazjalnego dotyczy cała druga część pt. Młody człowiek i sekrety. Życie Miłosza wygląda zupełnie inaczej: ze świata szlacheckiego zmienia się powoli w życie inteligencji (nieszczególnie zamożnej). Kolejne fragmenty tej części powielają kolejność wydarzeń z Rodzinnej Europy, nawet układ problemowy jest podobny. Zatem: poczucie wyobcowania (najeżony i naburmuszony kocur - jak wspomina Miłosza kolega z lat szkolnych) pamiętane jeszcze z czasów najmłodszych klas, odkrywanie kolejnych masek, pod którymi można chronić delikatną tożsamość, fascynacja przyrodą i odkrycie jej okrucieństwa, w końcu pojedynek nauczycieli Chomika i Rożka, czyli tradycyjnie chrześcijańskiego lęku przed tajemnicą i poczucie grzeszności przeciwko oświeceniowej wierze w ład i porządek świata oraz siłę samego człowieka. Charakterystyczne, że z tego sporu Miłosz wyniósł klasyczną formę i być może dążenie do spokoju, jaki klasycyzm oferuje, ale treść swojej twórczości mocniej związał jednak z "kosmosem", o którym pisałam już poprzednio. 
Wielką zasługą autora biografii jest niewątpliwie zebranie olbrzymiej ilości szczegółów z życia Miłosza: opisów życia codziennego w Wilnie, które posłużą zapewne niejednej analizie socjologicznej; listy nazwisk kolegów z klasy, lektur, czasopism, nauczycieli, wzorów, których na pewno będą śledzić fascynaci zastanawiający się, jak to się robi, że zostaje się geniuszem, noblistą (to zresztą fascynowało chyba także samego Franaszka, skoro referuje poszukiwania pierwszego drukowanego w czasopiśmie tekstu Miłosza - listu do redakcji, podkreśla, że w szkolnych gazetkach młody Miłosz pisał już w wieku 13 lat; szczegółowo interpretuje wybór tematu maturalnego nieco jednak anachronicznie włączając wypracowanie o przemijaniu, o rzece heraklitejskiej, w główny nurt refleksji Miłosza o przemijaniu). W końcu mamy dostęp do kompendium wiedzy bardzo przydatnej w lekturze wierszy, esejów, właściwie wszystkiego, co Miłosz napisał, bo pisał bardzo kontekstowo - Franaszek na kilku przykładach pokazuje, że odszyfrował więcej niż (być może) ktokolwiek wcześniej. Nie brakuje też materiału dla zbieraczy wątków bardziej kontrowersyjnych (?), czasami po prostu intymnych, czasami politycznych: są informacje (zresztą niemal skopiowane z Rodzinnej Europy) o wczesnym wyplenieniu antysemityzmu i o pierwszym spotkanym homoseksualiście (nauczycielu zresztą), o niechęci wobec wszelkiego nacjonalizmu (a zatem także niechęci wobec dużej części rodziny). Z treści mi wcześniej nieznanych: opowieść o miłości, zawodzie miłosnym, próbie samobójczej na tym tle, a w końcu także inicjacji seksualnej w wieku 16 lat, najprawdopodobniej z ciotką - wszystko dzieje się w Krasnogrudzie, gdzie w czasach gimnazjalnych Miłosz spędza wakacje.

Z wywiadu z Andrzejem Franaszkiem w "Dwójce" wiem, że takich intymnych szczegółów jeszcze klika będzie i jednocześnie wierzę autorowi, który mówił, że nie ma w tym pornograficznej przyjemności podglądania, jest raczej pragnienie pokazaniu Miłosza takim, jaki był. Wierzę też, że po wieloletnim przeglądaniu materiałów do tej biografii Franaszek nabył dystansu do Noblisty, którego spotykał już od czasu własnej młodości. Zarówno w biografii, jak i w opowieści jej autora podkreśla się napięcie, jakie generował Miłosz w swoim otoczeniu, ciągłe poczucie biegu, nadwrażliwość i intensywność. W przeczytanych już częściach Franaszek wspomina o tym, jak wymagającym przyjacielem był Miłosz - jednym z pierwszych, który tego doświadczył był Teodor Bujnicki; sam autor biografii wspomina, że w czasie spotkań z Miłoszem zawsze czuł się, jak na egzaminie; mnie zas jako dowód tego napięcia najbardziej podoba się opowieść o truskwkach, którymi Noblista częstował nieśmiałych gości, którzy skubali po jednym owocu, podczas gdy Miłosz pożerał ich całe garście obficie posypując cukrem.

czwartek, 14 kwietnia 2011

z biografii

Do premiery biografii Miłosza autorstwa Andrzeja Franaszka jeszcze trochę czasu, ale jako redaktorka papierowych myśli zaopatrzyłam się w egzemplarz recenzencki. Powoli zabieram się więc do czytania, bo tomiszcze jest opasłe (niemal 1000 stron), a ja chcę zdążyć przed 5.05. I na bieżąco referuję lekturę.
Już w pierwszym rozdziale od dawna zapowiadane odkrycie smutnego oblicza Noblisty, tego, o którym mówi się, że stało się jedynym na ostatnie lata życia (czy faktycznie - dowiem się pewnie koło 900. strony). W tym pierwszym fragmencie dużo o doświadczeniach z dzieciństwa, przede wszystkim wojna, ucieczka w 1915, rewolucja październikowa 1917 przeżywana w Rosji, które wprowadzają w życie Miłosza lęk - ciągle obecny "między wierszami". To jest właśnie TO z wiersza "To". Coś, o czym pisał Miłosz w ostatnich latach życia, że było zawsze pod spodem, że tylko dzięki niemu (dzięki strachowi przed nim?) mógł opisywać "zsuwające się ramiączko". W ostatnim akapicie tego rozdziału Franaszek przywołuje wiersz, w którym "to" jest nurtem czarnej rzeki. Te słowa współbrzmią z "czarnym nurtem" literatury, do którego Markowski zaliczył Gombrowicza. Skojarzenie: lęku i lęku,  przez kogoś innego nazwanego czarnym nurtem / nurtem czarnym jest chyba niebezpodstawne. Miłosz i Gombrowicz byli dla siebie ważnymi punktami odniesienia, Miłosz poświęcił Gombrowiczowi parę esejów - w jednym z nich, zdaje się, że z Podróży w czasie właściwie godzi się z Gombrowiczem co do wizji rzeczywistości, nie może tylko zgodzić się na opuszczenie wspólnoty, na pesymizm, który rodzi się z samotności, z braku Dziadów. Markowski pisze o Gombrowiczu, że cała jego literatura jest ciągłą ucieczką od lacanowskiego Realnego czy po prostu tego, co czai się pod uładzonym światem ludzkim. To samo przecież w wierszu "To" pisze Miłosz: "Pisanie było dla mnie strategią ochronną / Zacierania śladów" - śladów tego, że jego także dotyka ten niewyrażalny lęk, który przypomina, a może świadczy o wyobcowaniu ze świata ludzkiego.

Zatem diagnoza jest już postawiona. W kolejnym fragmencie Franaszek wraca do znanej już narracji, która zaczyna się w arkadyjskich Szetejniach, blisko świata natury, a bez konfrontacji z oceniającymi oczami zbyt dużej liczby obserwatorów. Nie sposób pewnie pisać o zamożnej wsi litewskiej początków XX wieku bez sentymentalizmu, któremu wielu pewnie zarzuci fałszywe tony. Ale mnie autor przekonał. Zmysłowe są te opisy świata, bo zmysłowy ten świat w micie i opowieści miał być. Zawsze zazdroszczę - i wtedy uświadamiam sobie, że to było raptem kilkanaście miesięcy.

Czytam dalej.