niedziela, 26 września 2010

rocznice i granice

Jeśli to prawda o współczesnej kulturze i mediach, że "nieważne jak o tobie mówią, ważne, żeby mówili", to trzeba pogratulować sejmowej komisji kultury tak skutecznej promocji Miłosza i Jego Roku. A szczególne brawa należą się posłance Sobeckiej. Każda jej wypowiedź na temat naszego noblisty znajduje oddźwięk w prasie, to dzięki niej wypowiedzi poety trafiają pod strzechy. Może szkoda, że tak dziwnie dobrane są te fragmenty... ale od czegoś trzeba zacząć.
Przegłosowanie uchwały uprawomacnia istnienie bloga Miłosz 2011 i daje nadzieję, że Rok Miłosza nie będzie nazwą pustą.
Rocznic nigdy za wiele. A każda jest okazją do wybiegania nieco poza indywidualną biografię akurat świętowanego w stronę środowiska (intelektualnego, artystycznego...), w którym przyszło mu pracować. Ostatnio minęła dziesiąta rocznica śmierci Jerzego Giedroycia. W związku z nią publikacje (jedna z nich nominowana do Nike), artykuły, wspomnienia... i wystawa "Litewskim szlakiem Giedroyciów i Czesława Miłosza" w Sejnach. Nieustające w dokumentowaniu swoich dokonań Pogranicze zamieściło relację z wernisażu, w której nieodmienne definiowanie zasadniczego "pogranicza". Kresowe (jeśli użyć tego mało politycznie poprawnego słowa) pochodzenie i w ogóle geografia Miłosza stanowiły przedmiot wieloletnich badań, których nowszym skutkiem np. Wieczorem wiatr. Czesław Miłosz i Suwalszczyzna Zbigniewa Fałtowicza. Sprzyja też na pewno sentymentalnym podróżom (chętnie odwiedziłabym Szetejnie, do których wciąż zaprasza Fundacja Miejsc Rodzinnych Czesława Miłosza - nie wiem, czy aktualne). Ale ważniejsza od tych sentymentów jest pewnie "geografia intelektualna": związek wizji świata (częściowo mimowolnie przejętej) z miejscem pochodzenie, z miejscami różnych doświadczeń. To chyba także pochodzenie, podobne rozumienie sytuacji Litwy, Ukrainy i Białorusi, ułatwiało porozumienie Miłosza z Giedroyciem (nie łatwe, co, dla odmiany, łatwo zauważyć w korespondencji).
Sam Miłosz do swojej litewskości odnosił się bardzo różnie: zawsze ją podkreślał, ale nie ulegał łatwym schematom, które oferuje emigrantom polska tradycja. Przez najbliższe trzy miesiące będę śledziła "sprawę Miłosza" z Anglii, gdzie już w pierwszych dniach dopadło mnie poczucie wyższości (czym poparte?..) i radość na widok polskiego chleba (o który nietrudno nawet w poślednich miasteczkach). Tymczasem Miłosz wtedy, gdy na tzw. Zachodzie było mu może najtrudniej, czyli w l.50, dystansuje się do polskości (niestety na obczyźnie nie mam pod ręką polskiej biblioteki, więc nie sprawdzę, co dokładnie kryje się na tajemniczej stronie Zniewolonego umysłu, ale nie zdziwiłabym się, gdyby Miłosz faktycznie pisał o polskim analfabetyzmie...). Do Litwy wraca już w Stanach, gdy opisy amerykańskiego krajobrazu zestawia z kresowym "tam". Na dobre zaś litewskość wraca w jego późnych wierszach. Wraca często w tym samym kontekście: pogranicza kultury i natury, dziecięcej jedności ze światem natury przeciwstawionej dojrzalszej świadomości, że rządzą nim nieludzkie prawa. Litwa wraca też, gdy Miłosz mówi o Bogu, o tęsknocie za bezpośrednim doświadczeniem sacrum. W odpowiedzi na zarzuty wspomnianej posłanki, jeden z Wierszy ostatnich:

"Zbawiony dóbr i honorów
Zbawiony szczęścia i troski
Zbawiony życia i trwania
Zbawiony."
Czesław Miłosz, O zbawieniu [w:] Wiersze ostatnie, Kraków 2006, s.80.

niedziela, 12 września 2010

poezja także mówiona

Dobry czas dla poezji. Dominuje wśród finalistów Nike 2010 (jedynym z nich jest Julia Hartwig, której inne wyróżnienie przypomniał ostatnio kalendarz ze strony Roku Miłosza: Nagroda im. Czesława Miłosza 2009). Ukazało się "wydanie multimedialne" Wisławy Szymborskiej czy też wydanie multimedialne "Wisława Szymborska" (autorskie czytanie wierszy, poezja śpiewana, film...). Dziś pewnie wszystkie spotkania autorskie są dokumentowane na wszelkie możliwe sposoby, ale jeszcze jakiś czas temu nagrywanie poety, który recytuje własne utwory nie było takie oczywiste. Miłosz zaś należał chyba do tych niewielu, których głos mamy dobrze zarejestrowany (w dyskografii: Miłosz czyta Miłosza, Miłosz czyta Mickiewicza, Głos poety: Czesław Miłosz i inni czytają swoje wiersze - dokładniejszy adres). Dzięki temu głos ten został poddany analizie już na początku l. 80. (pamiętam taki artykuł "dla koneserów" z "Pamiętnika Literackiego" 3-4/1982 T. Dobrzyńskiej i L. Pszczołowskiej "Wiersz a recytacja"...).

niedziela, 5 września 2010

o przekładaniu

Pierwsze informacje o wydarzeniach, które mają tworzyć Rok Miłosza, przypomniały mi jedno ze spotkań uniwersyteckiego koła naukowego. Mieliśmy porozmawiać o amerykańskim, XIX-wiecznym pisarzu (warto zaznaczyć, że nie było to spotkanie amerykanistów): niektórzy przeczytali zadany tekst, inni zapamiętali nazwisko i nawet dowiedzieli się, kim był jego właściciel, pozostała garstka (bo to przecież elitarne spotkania, więc nie było nas wiele) przyszła z nadzieją, że coś ciekawego się wydarzy. Padło pierwsze pytanie: "Jaki jest aktualny stan badań nad tekstami tego autora?", a z kąta dało się słyszeć: "A o kim dzisiaj mowa?"... W czasie majowego Festiwalu Literatury im. Czesława Miłosza odbędzie się seminarium przekładowe "MIŁOSZ 365". Można już wysyłać zgłoszenia (kontrakt wydawniczy na na planowane przekłady Miłosza nie jest wymagany). Ale żarty na bok. W tym przypadku mamy do czynienia z ofertą zaadresowaną do grona specjalistów. Ciekawe, jakie projekty obejmie program "Czesław Miłosz 2011 - Promesa" - wnioski można składać do końca miesiąca.
Zaczynam obawiać się, czy nie miał racji Adam Zagajewski mówiąc w czasie ostatniego spotkania w Krasnogrudzie, że "Rok Miłosza zbliża się w kiepskim momencie. Jest ogólne poczucie, że Miłosz zstąpił do literackiego czyśćca". Jednym z dowodów są niskie nakłady jego książek, innym wyjątkowo marne i nieaktualne strony różnych instytucji związanych z noblistą - "The Miłosz Institute. Archives and Library" (dokumentacja działalności tej polsko-amerykańskiej fundacji założonej w 2003 roku i powołanej w celu "gromadzenia i katalogowania wiedzy na temat dorobku noblisty" kończy się na roku 2007), Fundacji Miejsc Rodzinnych Czesława Miłosza (założona nie bez trudności w 1997 roku, dokumentacja w wersji polskiej kończy się na roku 2003, w angielskiej na 2004, litewskie wpisy zawierają sprawozdania z wydarzeń do 2006). Ostatnim wydarzeniem, które wywołało wzmożone, choć krótkotrwałe zainteresowanie Miłoszem, była (ironiczne, choć jak najbardziej normalne) jego śmierć. Może więc minione 6 lat to wystarczająco długie oczekiwanie na powrót do jego twórczości.
Sensu takiego kroku dowodzi Tony Judt, niedawno zmarły historyk brytyjsko-amerykański pochodzenia żydowskiego, którego wypowiedź na temat Zniewolonego umysłu (opublikowana niecały miesiąc przed śmiercią) od dawna "wisi" na stronie Roku Miłosza, a w ten weekend zastała przetłumaczona i przedrukowana w "Gazecie Wyborczej" (wersja oryginalna z "The New York Review of Books"). To ciekawy tekst, także z punktu widzenia seminarium przekładowego. Judt pisze o tym, jak aktualna jest wiara w ideologię (i stosunek do rzeczywistości zdominowanej przez nią rozpięty między postawą Ketmana a użytkowników pigułki Murti-Bing) w świecie zdominowanym przez narrację kapitalistyczną i jednocześnie, jak potrzebna jest w związku z tym ciągła refleksja niepozwalająca trwać w samookłamywaniu się. Doświadczenie uniwersyteckie nauczyło go, że właśnie ten fenomen (działania podporządkowanego nadrzędnej idei, która jednak nie byłaby elementem systemu religijnego) jest zupełnie obcy studentom z XXI wieku. Okazuje się, że to nie bariera językowa, ale kulturowa/pokoleniowa stanowi problem. Niezależnie też od wszystkich innych utrudnień teksty Miłosza są po prostu hermetyczne. W przypadku poezji to zapośredniczenie przekazu jest wpisane w formę, ale odkrycie, że także prozatorskie i wcale nie literackie teksty noblisty też mają "drugie, trzecie, czwarte dno" przyszło na mnie dosyć późno. Zniewolony umysł to może najlepszy przykład tego "pisania nie wprost", ale "jawność zatajenia" (pseudonimy, skróty) prowokuje szukanie prawdziwych nazwisk i wydarzeń, ukrytych pod aluzjami. I w związku z tym od dawna chyba nikt nie pyta już o to, kim jest Alfa i kolejni bohaterowie - także na amerykańskich uniwersytetach. Natomiast uderzyło mnie przy ostatnim czytaniu Rodzinnej Europy jak dużo w tym tekście, napisanym przecież pierwotnie dla czytelników z Europy Zachodniej (więc, zdawałoby się, z założenia nie aż tak zniuansowany; celem ma być przybliżenie odległych spraw odległego kraju), ironii, którą rozumiem dopiero, gdy w tym samym czasie czytam jego korespondencję z podobnego okresu i tematów, które po latach odnajduję chociażby w Wierszach ostatnich.