poniedziałek, 25 lipca 2011

przechowywanie i przetwarzanie

Czyli przeglądanie dokumentacji ostatniego miesiąca obchodów Roku Miłosza, co nie brzmi zbyt poważnie. Może lepiej: spokojne i zdystansowane spojrzenie na wydarzenia ostatniego miesiąca, którego najważniejszym punktem był oczywiście 30. czerwca.

Na początek jeszcze rzecz starsza, mój własny komentarz, konsekwencja Festiwalu Miłosza w Krakowie: "Przemijanie? Jestem przeciw..."

Pojawiają się kolejne płyty z aranżacjami wierszy Miłosza. O siostrach Wrońskich i Adze Zaryan słychać było już w maju, ale ostatnio pojawiła się płyta syna Miłosza, Anthony'ego - choć "pojawiła" to chyba niewłaściwe słowo, zasadniczo objawiła się kilku wybranym, bo ukazała się w nakładzie raptem 1000 egzemplarzy. Tym razem jestem więc naprawdę wdzięczna wrzucie i temu, kto wrzucił "Tak mało". A swoją drogą wywiad z Anthonym Miłoszem daje trochę do myślenia: "Anthony Miłosz jest lingwistą, tłumaczem, antropologiem, chemikiem, neurofizjologiem, neurofarmakologiem, programistą komputerowym i muzykiem (członkiem Polskiego Stowarzyszenia Muzyki Elektroakustycznej)" (więcej: http://wyborcza.pl/1,75475,9892289,Milosz_na_Liscie_Przebojow_Trojki.html#ixzz1T981AUxM). 

W "Tygodniku Powszechnym" Andrzej Franaszek redaguje, pisze i czuwa nad kolejnymi częściami cyklu "Miłosz jak świat". Będą 3 części - pierwsza, wokół Polski i Litwy już się ukazała, a wspaniały Tygodnik na szczęście ułatwia dostęp do artykułów (http://tygodnik.onet.pl/15,673,temat.html). Zagajewski, dyskusja o relacjach polsko-litewskich i w ogóle nacjonalizmach w Europie w przededniu objęcia przez Polskę unijnej prezydencji, naprawdę ciekawy tekst Czyżewskiego dokumentujący kontakty Miłosza z Fundacją Pogranicze, do której należy dwór w Kransogrudzie, gdzie 30.06 otwarto Międzynarodowe Centrum Dialogu (jednak żałuję, że mnie tam nie było), Mencwel i Zaleski w dyskusji o niechęci Miłosza do lechickości i Polaka-katolika (ciekawy przypis do festiwalowych debat o stosunku Miłosza do poetów pokolenia Baczyńskiego, zdrowe osadzenie cudownej wielokulturowości Kresów w realiach historycznych; a dla mnie także: dawka "przekonań wspólnych" Instytutu Kultury Polskiej, w którym Profesor Mencwel pracuje, ciekawa w zestawieniu z głosem bardziej sceptycznym wobec nowej lewicy) oraz recenzja Czaplińskiego (o "Rodzinnej Europie. Pięć minut później") - krytyczna, a jednak zachęciła. Zachęciła właśnie dlatego, że jest (jak wynika z recenzji) klęską: przede wszystkim klęską tezy, że Miłosz jest nam tak bardzo potrzebny: "Jeśli wpływ Miłosza na poezję i myślenie polskie był hipotezą, to szkice odpowiedziały na to antytezą. Rozproszoną, ale zarazem dotkliwą – bo przekonującą, że myśl Miłosza ani nie jest wystarczająco silna, by wywoływać intelektualny opór, ani wystarczająco rozległa, by owocować odległymi inspiracjami. „Rodzinna Europa” jako opowieść o kształtowaniu się osobowości nie okazała się również propozycją nośnego wzorca narracyjnego, bo sama odwoływała się do matrycy już anachronicznej" (Czapliński, Pięć minut po). Upada zatem rocznicowe padanie na kolana, wychwalanie zasług, całowanie stóp - bo Miłosz nie nadaje się do wykorzystania, jest za mało wyrazisty, zbyt niuansowy, jakoś trudny, bo z Miłoszem po prostu nie wiadomo, co zrobić. Nie może być obowiązkowy, nie może na serio pozować do przestróg. I bardzo dobrze.
Dzieje się to, co stać się musiało: nie mogę już słuchać laurek, choćby w słusznej sprawie, dobrej wierze, choćby diagnozy były prawdziwe i choćby w ten sposób Jerzy Buzek celebrował 100 rocznicę urodzin Noblisty... (Dzieła Miłosza są ostrzeżeniem dla dyktatorów) Jest za to coś pociągającego, ważnego i właśnie niepatetycznego w "pytaniach roboczych" debaty "Kultury Liberalnej" (Miłosz vs. Kisiel. Polskość do remontu). Uczestnikami byli Andrzej Mencwel (znowu), Beata Stasińska, Marek Cichocki, Piotr Kieżuń i Jarosław Kuisz, temat: Kisiel vs. Miłosz, pytania: "czy zmagania z polskością należy prowadzić na tym poziomie, co Kisielewski, doraźnie krytykując najbardziej absurdalne, codzienne fragmenty rzeczywistości, czy też wchodzić na poziom Miłosza i rozważając na przykład możliwości uniwersalizacji polskiej kultury? Na jakiej podstawie dokonywać tego wyboru – który wydaje mi się do dziś aktualny – i jaką cenę się za to płaci? To może być cena ambicji, ale może być również cena całego życia. Mam wrażenie, że Kisielewski na kilka lat przed śmiercią czuł się niespełniony. Co trudno mieści w głowie, podobnie zresztą było Giedroyciem. Nagle z tej trójki Miłosz wydaje się najbardziej pogodzony ze swoim życiorysem. Czy to oznacza, że wybrał najlepiej?". Te pytania o sens zaangażowania, młodzieńczego - należy chyba dodać, mimo że niektórym zostaje na całe życie. Poruszają pytania, bo sama debata nie przyniosła szczególnych odkryć, szczególnie, że rozmówcy wydają się być jednak zażenowani zestawieniem bohaterów różnych kategorii.

O Międzynarodowym Centrum Dialogu wiele na stronie Pogranicza, jest także film, w Wyborczej "Kransogruda znów żyje". Orkiestry Klezmerskiej Teatru Sejneńskiego chętnie bym posłuchała, ale "Dolina Issy" najlepsza jest jednak na papierze... Anthony Miłosz zaś znowu mnie fascynuje: o Krasnogrudzie: "Disneyland kultury i pogranicza"...

Google Doodle Czesław Miłosz - jakoś mnie to ominęło, z tym większą ciekawością wpatrywałam się w obrazek... nieco jednak rozczarowana. Rozumiem, że to pięknie, gdy tak popularna, znana na całym świecie i wszędzie używana wyszukiwarka zauważa rocznicę tak bliską naszemu sercu, ale wątpię, czy ktokolwiek zrozumiał intencje twórców. Na szczęście gdzieniegdzie można znaleźć interpretacje (zwięzłych, chodzi w końcu o informatyczny gadżet), a przede wszystkim przyjrzeć się grafice w powiększeniu. Bo na pierwszy rzut oka tego Miłosza na Campo di Fiori wcale nie widać, a wśród szarych akcesoriów nie tak łatwo doszukać się "koszy oliwek i cytryn".

Ale dość narzekania, zostało nam jeszcze niecałe pół roku świętowania i wciąż sporo zapowiedzi - wszystko bardzo skrupulatnie odnotowuje i dokumentuje www.milosz365.pl. Warto śledzić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz