wtorek, 15 marca 2011

zagrzebanie w biografii, archiwach i tekstach

Zaczynam doceniać Rok Miłosza. Co prawda redaktorzy "Kultury Liberalnej" w numerze z 28.02 poświęconego w dużej mierze Miłoszowi pytają, czy 2011 nie zmęczy nas Noblistą i nie znudzi, ale póki co bez znużenia słucham gromadzonych przez polskie radio archiwalnych i zupełnie niearchiwalnych nagrań. To już pewnie kwestia pokolenia, ale z jakimś mieszanym poczuciem obcości i swojskości słucham głosu Miłosza w rozmowie z Aleksandrem Fiutem z '79: kresowy akcent, głos ciepłego starszego pana trochę nie licujący z dwuwierszem Szymborskiej: "Tu Czesław Miłosz, chmurna twarz / Klęknij i odmów "Ojcze nasz"".

Ale właśnie w tej rozmowie ciekawy fragment, w którym Miłosz opowiada o swoim stosunku do różnych środowisk literackich dwudziestolecia międzywojennego. Ostatnio w czasie koła w Witkacym (kontekst2011.blogspot.com) rozmawialiśmy o biografii Miłosza od przeprowadzki do Warszawy w 1937 (z Polskiego Radia w Wilnie do Polskiego Radia w Warszawie - tak kończyło się ówcześnie wydalenie z pracy) do końca lat 60., czyli do wyjazdu do Stanów Zjednoczonych. Pytanie nad którym zatrzymaliśmy się trochę dłużej brzmiało: z kim spotykał się Miłosz w ciągu tych kilku przedwojennych lat i w czasie wojny (którą niemal całą spędził w Warszawie)? W podlinkowanej audycji Miłosz potwierdza przypuszczenia: w Warszawie czuł się obco - zarówno jako przyjezdny z prowincji, jak i jako artysta, który ma niewiele wspólnego ze snobizmem warszawskich kawiarni zdominowanych przez Skamandrytów (to jego własne słowa). Sytuuje się w "natarciu awangardy na Warszawę" i wspomina, że dużo lepiej czuł się w Krakowie, który przypominał paryski przedwojenny Montparnasse (Miłosz wiedział, co wspomina, w końcu spędził tam 1934 rok). O czasach wojny wiem, że najważniejszymi rozmówcami dla Miłosza byli Andrzejewski, Wyka i Kroński. Swoją drogą, gdy czytałam teraz, po raz kolejny, "Rodzinną Europę", uderzyło mnie, jak wiele tam jednak ironii i dystansu do rzeczywistości, którą opisuje. Krótkie fragmenty z czasów wojny:
Przez chwilę Miłosz przebywał w Wilnie (trasę Miłosza po wybuchu wojny: Warszawa - Budapeszt - Wilno podejrzliwie interpretuje Jacek Trznadel w "Lewym profilu" Noblisty), przez jakiś czas bezpiecznej wyspie w wojennej rzeczywistości: "Zapaści wtedy przez mnie przeżywane zbliżyły mnie do dworu jakim się otaczał [Feluś] (...) Feluś był nałogowym alkoholikiem, ale nie lubił pić samotnie. Przeciwnie, potrzebował ciągle dookoła siebie opowiadaczy bajek, anegdot i dowcipów, chóru umilającego mu egzystencję. Oceniał wyrafinowanie umysłowe, stąd jego pociąg do artystów i poetów; ci znajdowali w nim idealnego cyca". I jeszcze fragment o wybuchu powstania warszawskiego: "Tego dnia, 1 sierpnia, szliśmy z Janką na poobiednią herbatę i rozmowę do tygrysów, z którymi chciałem omówić niezmiernie ważne sprawy, mianowicie mój nowy przekład angielskiego wiersza. Nigdy nie należy być zbyt pewnym wychodząc na spacer, że wróci się do domu, nie tylko dlatego, że nam może się coś zdarzyć, również dlatego, że dom może przestać istnieć. Spacer miał trwać bardzo długo. Dziesięć minut beztroski i pogodnego nieba. Potem niespodziewanie wszystko uległo pęknięciu i zmieniłem kąt widzenia, ponieważ posuwałem się na czworakach" (oba fragmenty z: Czesław Miłosz, Rodzinna Europa, Kraków 2001, s. 236-267, 281).

W czasie spotkania w Witkacym pojawiły się jeszcze inne kontrowersje związane ze stosunkiem Miłosza do polskości, innymi słowy: z politycznością tekstów Miłosza. Tego dotyczą w dużej mierze teksty we wspomnianym numerze "Kultury Liberalnej". I charakterystyczna rzecz: gdy autorzy chcą przytoczyć jakieś kontrowersyjne wypowiedzi Miłosza (np. gdy na pytanie Ireny Grudzińskiej-Gross: „Co to znaczy zdrajca?” Miłosz odpowiedział: „Kiedy odchodzi się od przyjętego myślenia, myślenia ziomkowskiego – to jest zdrada”), zmuszeni są odwoływać się do tekstów z l.80. i późniejszych (wywiadów, Roku myśliwego). Miłosz co prawda już w Rodzinnej Europie mówi o wrodzonej czy intuicyjnej niechęci do patriotycznej martyrologii, romantycznego podejścia do historii. Ale w czasie wojny wydaje jednak Pieśń niepodległą, której po latach się będzie wstydził jako kamyka dołożonego do tradycji polskiego nacjonalizmu. Po wojnie wydaje Ocalenie ze słynnym: "czym jest poezja, która nie ocala narodów ani ludzi?", w artykule-manifeście Nie ("Kultura", Paryż, maj 1951, pierwszy, zdaje się, tekst po decyzji o emigracji i początek współpracy z Giedroyciem) wśród powodów decyzji zerwania z PRL podaje niemożność dłuższego służenia ludziom. Chodzi oczywiście o to, że nie może wydawać tego, co by chciał (w okolicach '50 roku odmówiono Miłoszowi wydania przekładu Eliota), czyli o względy indywidualne, ale Miłosz pisze o nich w kontekście społecznym, w kontekście przedstawiania rzeczywistości społecznej taką, jaka ona jest. Rys myślenia społecznego jest także w Zniewolonym umyśle i zarzucanym Miłoszowi "usprawiedliwianiu" intelektualistów pozostających w krajach komunistycznych. Zresztą sam Noblista odnajduje u siebie myślenie w kategoriach wspólnotowych (dziedzictwo "dziadów") - i sam stwierdza (w eseju Przyrodnik w Podróżach w czasie), że to właśnie różni go od Gombrowicza, skrajnego indywidualisty, którego indywidualizm w ostatecznym rozrachunku może przyda się także polskości, ale na pewno jej nie służy (z przedmowy do Trans-Atlantyku). I tym różnią się decyzje o emigracji: próby rozliczania się z komunizmem w artykułach, wierszach, powieści, esejach Miłosza i Gombrowiczowskie (uwielbiam ten cytat, więc cytuję):
"Wtenczas   na  kolana  paść   chciałem!   Jednakowoż  wcale nie padłem, a tylko tak z cicha Bluźnić, Wyklinać silnie, ale do siebie samego, zacząłem: — A płyńcież wy, płyńcież Rodacy do Narodu swego! Płyńcież wy do Narodu waszego świętego chyba Przeklętego! Płyńcież do Stwora tego św. Ciemnego, co od wieków zdycha, a zdechnąć nie może! Płyńcież do Cudaka waszego św., od Natury całej przeklętego, co wciąż się rodzi, a przecież wciąż Nieurodzony! Płyńcież, płyńcież,  żeby on wam ani Żyć, ani Zdechnąć nie pozwalał, a na zawsze was między Bytem i Niebytem trzymał. Płyńcież do  Ślamazary waszy św. żeby was ona dali Ślimaczyła! Okręt już skosem się zwrócił i odpływał, więc jeszcze to mówię: — Płyńcież do   Szaleńca,  Wariata  waszego   św.   ach  chyba Przeklętego, żeby on was skokami, szałami swoimi Męczył, Dręczył, was krwią   zalewał,   was   Rykiem   swym   ryczał,   wyrykiwał,  was Męką zamęczał, Dzieci wasze, żony, na Śmierć, na Skonanie sam konając w konaniu swoim Szału swojego was Szalał, Rozszalał! Z takim wiec Przekleństwem od okrętu się odwróciwszy, do miasta wstąpiłem." (Witold Gombrowicz, Trans-Atlantyk, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1988, s.12).
O.

Swoją drogą o tej paryskiej już części biografii (l.50) opowiadał Piotr Kłoczowski w audycji z cyklu "Archipelag Miłosz" (Dwójka, Polskie Radio) z 27.02. Ciekawie.

1 komentarz:

  1. Aleksandro nie wiem czy znasz już tę stronę. Podsyłam link http://www.polskieradio.pl/74,Czeslaw-Milosz

    OdpowiedzUsuń