Nadszedł czas powakacyjnego researchu Roku Miłosza. Zaczęło się świetnie. Okazuje się, że Czesław Miłosz jest jednym z głównych bohaterów programu kulturalnego polskiej prezydencji 2011. W ramach tego projektu powstają nagrania wyborów wierszy Miłosza w różnych językach i w wykonaniu artystów właściwego języka. Na stronie culture.pl są już dostępne nagrania angielskie i niderlandzkie. Wersję niderlandzką zostawiłam na boku, niewiele niestety bym zrozumiała, ale interpretacją Stephena Fry'a się zachwyciłam. Zasługa w tym zresztą nie tylko aktora-lektora. Podeszłam do sprawy profesjonalnie: otworzyłam "Wiersze wszystkie" i przewracałam kartki szukając kolejnych recytowanych wierszy. Technikę bardzo polecam, głos Fry'a nie pozwalał mi zbyt szybko przeskakiwać wersy. Niezwykle odświeżające jest słuchanie znanych wierszy w obcym języku - na nowo się otwierają, znowu trzeba skoncentrować się na słowie. Ale jeszcze ciekawsze, że w wyborze (Adama Zagajewskiego) znalazło się wiele utworów, których nie znałam albo znałam bardzo słabo - dobrze być prowadzonym wprawną ręką po tysiącach stron Miłoszowej poezji. Przyjemność odbioru zapewniają rozsądne wprowadzenia do poszczególnych części nagrania. Wiersze ułożone są w kolejności powstawania/wydawania, co pozwala odbyć jeszcze jedną podróż po biografii Miłosza.
A propo biografii: doczytałam. Skrupulatnie. I zrecenzowałam: http://www.papierowemysli.pl/recenzje/recReadFull/705. Pisząc zaś notkę biograficzną o autorze, Andrzeju Franaszku (któremu w trakcie lektury zdążyłam już pozazdrościć zajmowania się Miłoszem przez te wszystkie lata, na szczęście zdążyłam też poczuć grozę tej sytuacji...) uświadomiłam sobie, jak niewiele informacji o nim znajduje się w powszechnym obiegu, czyli w internecie. Ciekawe, czy to tak skuteczna ochrona prywatności (o której jednak co nieco wspominał podczas różnych spotkań), czy też prosty mechanizm naszych mediów, którym na dzień dzisiejszy wystarcza łatka "biograf Miłosza".
Na sierpień przypada rocznica śmierci Miłosza (14.08) - siódma w tym roku. Aleksander Fiut, kolejny człowiek, który poświęcił Miłoszowi lata swojego życia i też był z nim do końca, udzielił wywiadu "Gazecie Wyborczej": Miłosz większy niż Mickiewicz, w którym pada tytułowe zdanie. I bardzo słusznie. Profesor opowiada o swojej drodze z Miłoszem, dodaje kolejne anegdoty, które (o dziwo!) nie znalazły się w biografii Franaszka, a których więcej pewnie można znaleźć w książkach, które rocznicowo udało się współautorowi przekornego autoportretu Miłosza i jego monografiście wydać ("Z Miłoszem" - forma bardziej pojemna, obejmująca rozmowy z przyjaciółmi Miłosza, eseje, artykuły, wywiad... oraz "Tak zwane widoki ziemi" z ilustracjami miejsc, o których pisze Miłosz w wierszach. Przyznam, że nieco wzdrygam się czasem, gdy myślę o tych wszystkich okolicznościowych książkach, które wyzyskują każdą część życia i twórczości: geografię, kulinaria, życie seksualne i ulubiony sposób przekopywania grządek, ale może?...). To nieco prestiżowe lubić te same wiersze, co miłoszolog: "Wyznanie" z dżemem truskawkowym i ciemną słodyczą kobiecego ciała, "Annalena" i delta jej nóg, "Jasności promieniste", które już jakiś czas temu, a było to jeszcze przed Rokiem Miłosza dostałam przepisane w "zeszycie na podróż".
Poza tym: Miłosz w filmie (a konkretniej w serii filmów krótkometrażowych, ilustracji do jego poezji, w wykonaniu szwedzkiej grupy), na plakacie (konkurs), na fotografii (wystawa Prażmowskiego w Muzeum Etnograficznym w Warszawie), na rocznicę zamachu na WTC ("Piosenka o końcu świata"), dla kobiet - w "Zwierciadle" (wywiad z Agą Zaryan, która nagrała już płytę do poezji Miłosza i "jego poetek" po angielski, niebawem ukaże się wersja polska) i w muzyce - na Festiwalu Sacrum Profanum (Made in Poland - Miłosz Sounds). I że chyba nie będę na tym festiwalu, żałuję. Pozostaje Dwójka, gdzie, jak wyczytałam, będą transmisje.
Miejsce dla czytelnika:
Lubię to!